Polak ucieka z miejsca wypadku w Rotterdamie
Najnowsze wiadomości z Holandii informują, że rotterdamska policja poszukuje polskiego kierowcy, który uciekł z miejsca kolizji na Giessenweg w Rotterdamie.
Do całego zdarzenia doszło w środowy wieczór, 22 stycznia. Pojazd poruszający się na polskich tablicach rejestracyjnych zderzył się czołowo z samochodem osobowym na Giessenweg w Rotterdamie. W incydencie brało udział dwóch kierowców. Przybyła na miejsce policja nie wie, jak doszło do wypadku, ponieważ nie udało im się przesłuchać jednego z kierujących. Osoba siedząca za „kółkiem” auta na polskich „blachach”, zaraz po kolizji zbiegła z miejsca zdarzenia. Pozostawiała tym samym, drugiego kierowcę samego.
Brak rannych
Na miejsce wypadku oprócz policji zadysponowano karetkę pogotowia. Zderzenie czołowe należy do jednych z najniebezpieczniejszych. O dość dużej sile, czyli i prędkości z jaką spotkały się oba samochody, świadczą uszkodzenia pojazdów. Żaden z nich nie nadawał się do dalszej jazdy, dlatego też policja wezwała również lawety, które odholowały oba wraki do mechanika. Co ciekawe pomimo poważnych zniszczeń mienia nic złego się nie stało. Najnowsze informacje z Holandii przekazane przez rotterdamskich medyków mówią, że jedyny będący na miejscu zdarzenia kierowca nie doznał żadnych obrażeń.
Zwykły mandat, a tak…
Trudno powiedzieć, w jakim stanie był prowadzący polską maszynę. Jeśli jemu również nic się nie stało, całe postępowanie mogłoby się zakończyć zwykłym mandatem i wymianą numerów polisy OC. Gdyby zaś na miejsce nie przybyła policja, kierujący mogliby porozumieć się we własnym zakresie. Ucieczka z miejsca wypadku zmienia jednak wykroczenie, jakim była kolizja, w przestępstwo. Funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania zbiega. Człowiek ten stanie najpewniej przed sędzią policyjnym. Ten może mu nie tylko odebrać prawo jazdy i wymierzyć wysoką grzywnę, ale nawet skazać na prace społeczne czy w najgorszym wypadku na kilkanaście dni aresztu.
Błędna decyzja
O braku rozsądku kierowcę posądzają również ratownicy. Lekarze wskazują, iż w takich sytuacjach człowiek poddany jest silnemu działaniu stresu. To zaś powoduje uwalnianie się dużych ilości adrenaliny. Dzięki temu hormonowi „walki i ucieczki” możemy nie czuć bólu. Problem jednak w tym, iż to nie oznacza, że nie doznaliśmy obrażeń. Dlatego też bardzo często lekarze pogotowia mówią, że ofiary dopiero po pewnym czasie zgłaszają się do szpitala z urazem np. odcinka szyjnego kręgosłupa, chociaż na miejscu kolizji wyglądali na okazy zdrowia. W skrajnych sytuacjach dochodzi nawet do wylewów i krwotoków wewnętrznych. Wtedy zaś czasem na pomoc jest już za późno.
Chcesz poznać najnowsze wiadomości z Holandii? Sprawdź, co jeszcze przygotowaliśmy dla Ciebie w naszym portalu.