Polak bez wahania rzuca się w morze by ratować dzieci
Nasz rodak za swoje bohaterstwo zapłacił najwyższą cenę. Lekarze i ratownicy długo walczyli o jego życie. Niestety serce i płuca Polaka nie wznowiły pracy. 37-letni mężczyzna zmarł, ratując malców przed utonięciem w Morzu Północnym.
W niedzielne popołudnie w pobliżu Julianadorp służby ratunkowe prowadziły zakrojoną na szeroką skalę akcję poszukiwawczą naszego 37-letniego rodaka. Mężczyznę pochłonęło Morze Północne. Pomimo wysłania w region działania kilku łodzi ratowniczych i śmigłowca. Polaka nie udało się odnaleźć. W pewnym momencie w akcję zaangażowano nawet samolot straży przybrzeżnej. Niestety i jego załoga nie była w stanie namierzyć pływaka.
Po dłuższej chwili bezowocnych poszukiwań nastąpił jednak przełom dający iskierkę nadziei. Fale przyboju same wyniosły mężczyznę na brzeg. Ratownicy KNRM (holenderski SAR), natychmiast rozpoczęli resuscytację krążeniowooddechową. Działania te wkrótce przejęli od nich medycy pogotowia, którzy karetką zabrali Polaka do szpitala. Tam okazało się jednak, iż mężczyzny nie udało się uratować.
Heroiczny wyczyn Polaka
Nasz rodak nie utonął z racji wejścia do wody pod wpływem alkoholu, nie padł też ofiarą brawury lub głupich wybryków. Zginął jak bohater, niosąc pomoc innym.
Jak mówią świadkowie, nasz 37-letni rodak przebywał na plaży, gdy zobaczył, iż trójka dzieci wpadła w poważne tarapaty w wodzie. Z racji tego, iż nigdzie w pobliżu nie było ratowników, a malcy byli w coraz gorszej sytuacji, sam rzucił się na pomoc, nie zważając na niebezpieczeństwo. Chwilę później cała trójka bezpiecznie znalazła się na brzegu. Najmłodszym nie groziło już niebezpieczeństwo. Polak jednak gdzieś zniknął. Widzący to świadkowie natychmiast wezwali ratowników. Akcja poszukiwawcza trwała niecałą godzinę, gdy nieprzytomnego 37-latka fala wyrzuciła na brzeg.
Prąd zwrotny
Za swoje bohaterstwo i poświęcenie nasz rodak zapłacił najwyższą cenę. Wśród świadków pojawiło się jednak pytanie, co mogło spowodować, iż doświadczony pływak, który nie boi się iść na pomoc innym, sam znika w wodzie. Zdaniem ratowników za wszystko odpowiada tak zwany prąd rozrywający, zwany też rwącym lub wstecznym. Powoduje on wynoszenie często nieświadomych niczego osób głęboko w morze. Strumień ten jest tak silny, iż walka z nim z góry jest skazana na porażkę. Jedyną szansą ucieczki jest wtedy popłynięcie równolegle do brzegu, tak by wyrwać się z jego obszaru oddziaływania. Później zaś wraz z falami przyboju wrócić na brzeg. Działanie to jednak przeczy niejako logice. Dlatego też wiele utonięć związanych z tym zjawiskiem to efekt tego, iż ludzie walczą z morzem, panicznie próbując płynąć ku plaży, tracą siły i idą na dno.