Pierwsza rocznica zamachu w Utrechcie

Kolizja tramwajów w Rotterdamie

Wczoraj minął dokładnie rok od śmierci 19-letniego Rossa, Daniëla (28), Rinke (49) i Willema (74). Wszyscy oni zginęli w ataku tramwajowym w Utrechcie 18 marca 2019 roku. Po 366 dniach (rok przestępny) Holendrzy doskonale pamiętają o tamtej zbrodni i oddają cześć ofiarom tego bezsensownego i antyspołecznego czynu.

Smutek i nostalgia

Najnowsze wiadomości z Holandii wskazują, iż wydarzenia z ubiegłego roku są wciąż żywe w pamięci mieszkańców krainy tulipanów. Chociaż ten akt terroru nie był najgłośniejszy i nie pociągnął za sobą zbyt dużej ilości ofiar, dobitnie ukazał Holendrom, iż nie są oni bezpieczni. Wydarzenia te nie miały bowiem miejsca na koncercie, imprezie masowej czy festynie. Napastnik otworzył ogień do zwykłych ludzi, jadących rano do pracy i szkoły. Nikt z nich niczym nie zawinił, znaleźli się bowiem w złym miejscu i o złym czasie.

Wydarzenia te bardzo odbiły się także na lokalnej Polonii. Wielu naszych rodaków mieszkających w tym mieście samemu codziennie korzysta z komunikacji miejskiej w drodze do pracy. Wsparcie i wyrazy otuchy można więc było więc spotkać również z ust naszych obywateli.

Zamach

18 marca w pobliżu przystanku przy 24 Oktoberplein, w Utrechcie, o godzinie 10:45 mężczyzna tureckiego pochodzenia otworzył ogień do pasażerów tramwaju. Śmiertelnie ranne zostały 4 osoby, dziewięć innych z większymi i mniejszymi obrażeniami trafiło do szpitala. Po ataku sprawca uciekł z miejsca masakry. Poszukiwania zamachowca trwały cały dzień. Najpierw znaleziono pojazd, którym się poruszał, z notatką, która praktycznie jednoznacznie potwierdzała, iż funkcjonariusze mają do czynienia z fundamentalistą religijnym. Na małej kartce papieru pisało bowiem: „Robię to dla mojej wiary, zabijacie muzułmanów i chcecie odebrać nam naszą wiarę, ale to się nie uda. Bóg jest wielki”. Pod wieczór, jeszcze tego samego dnia oficerom udało się pojmać strzelca. Napastnikiem okazał się być Gökmen T. Jego proces toczy się przed holenderskim sądem.

 

Dzwony

Środowe obchody upamiętniające rocznice tych tragicznych wydarzeń były wyjątkowo kameralne. Wszystko to spowodowane było jednak nie tym, iż ludzie zapomnieli o tym, co się stało, a epidemią koronawirusa i środkami bezpieczeństwa zakazującymi dużych zgromadzeń. Były więc symboliczne, ale jakże wymowne gesty. Burmistrz Utrechtu wygłosił krótkie przemówienie, by później wraz z ministrem sprawiedliwości Ferdem Grapperhausem złożyć kwiaty w miejscu, gdzie rok temu padły strzały. Następnie dzwony kościelne w mieście zabiły cztery razy, odnosząc się do liczby ofiar. Gdy one ucichły, nastąpiła zaś wyjątkowo wymowna minuta ciszy.

Zamknięcie historii

Najnowsze wiadomości z Holandii wskazują, iż wielu mieszkańców Utrechtu przeżyło tę tragedię niejako osobiście. Jak sami mówią, czekają na oficjalny koniec tej historii. Jutro bowiem, 20 marca sąd ma wydać wyrok w sprawie Gökmen T. W pierwszym tygodniu marca, podczas mów końcowych prokurator zażądał dla strzelca kary dożywotniego pozbawienia wolności, bez prawa ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie. Czy jednak sąd przychyli się do tego wniosku, dowiemy się już jutro.