Holender kończy spacer na kłach dzika
Dzik jest dziki, dzik jest zły... Wierszyk ten zna praktycznie każde dziecko w naszym kraju. Gdyby zaś liryk Jana Brzechwy znali Holendrzy być może nie doszłoby do sytuacji, jaka miała miejsce w Epe, gdzie spacerowicz ledwo uszedł z życiem po tym jak znalazł się na kłach odyńca.
Piękna okolica
Do ataku doszło w okolicy niemal jak z pocztówki. Kręta ścieżka w lesie na obszarze Landgoed Tongeren. Drzewa dopiero rozwijają liście, gdzieniegdzie widać rosnące wiosenne kwiaty. To idealne miejsce na spacer lub jogging po całym dniu. W takich bowiem okolicznościach przyrody można nie tylko zaczerpnąć świeżego powietrza, ale też uspokoić myśli i się wyciszyć.
Okazuje się jednak, iż w ostatni weekend rejon ten stał się miejscem rozpaczliwej walki o życie, kiedy to człowiek miał zdecydowanie zbyt bliski kontakt z naturą.
Popołudniowy spacer
W sobotę, około godziny 17, 80-letni mieszkaniec Epe wybrał się na popołudniowy spacer po Landgoed Tongeren. Przechadzka ta nie była dla niego niczym nowym. Dziarski staruszek dbał o formę. Potrafił podczas dwóch, trzech godzin przemaszerować 10 kilometrów.
Tego feralnego dnia było podobnie. W pewnym momencie stało się jednak coś z jednej strony całkowicie prozaicznego, z drugiej jednak to właśnie ta sytuacja doprowadziła do całej tragedii.
Mężczyźnie zachciało się sikać. Z racji tego, iż w każdej chwili na ścieżce mógł pojawić się inny pieszy lub rowerzysta 80-latek nie chciał oddawać moczu na szlaku. Uważając to za zachowanie aspołeczne, zdecydował się odejść 5 metrów w głąb lasu, tak by załatwić potrzeby fizjologiczne w spokoju.
Oko w oko
Spokój ten nie był mu jednak dany. Mężczyzna nagle nadział się na dzika. Stanął z nim oko w oko. Zwierzę postąpiło powoli krok w stronę mężczyzny. Odyniec miał zrobić to jednak bez agresji, cicho i spokojnie. Nie była to szarża, jaką znamy choćby z bajek i rymowanek. To zmyliło Holendra, który postąpił wyjątkowo głupio. Zamiast nie spuszczać oczu ze zwierzęcia, odwrócił się od niego i zaczął odchodzić. W tym momencie nastąpił atak.
80-latek runął jak długi na ziemię, a chwilę później obok twarzy zobaczył kły bestii. Jak powiedział dziennikarzom AD, wtedy zadziałała adrenalina. Myśląc, iż wybiła jego ostatnia godzina, po prostu zaatakował. Holender mówi, iż nie myślał, działał, kierując się pierwotnym instynktem. Obrócił się i uderzył dzika w oko, potem szybko wstał i zaatakował zwierzę ponownie. Spłoszone odyniec uciekł w las.
Walka o życie jednak się nie skończyła. Holender wcale nie był bezpieczny. Po kilku sekundach zobaczył, iż cała jego noga jest zalana krwią. On sam zaś poczuł ogromny ból. Mężczyzna chciał wrócić do domu, ale w momencie, gdy hormon walki i ucieczki przestał działać, padł na ziemię. Ostatkiem sił udało mu się doczołgać do ścieżki i zadzwonić po pogotowie. Rannego, wykrwawiającego się 80-latka znalazł jako pierwszy leśniczy. Później zaś pogotowie zabrało go do szpitala Isala w Zwolle. Tam senior przeszedł operację, podczas której oczyszczono, zabezpieczono i zaszyto mu ranę. Holender przeżył, na jego nodze znajduje się 60 szwów, a przed nim długa rehabilitacja.
Bohater?
Leśniczy wskazuje, iż dziki praktycznie zawsze uciekają przed człowiekiem. Atakują tylko, gdy są przyparte do muru, czują się zagrożone. Nigdy wcześniej nic takiego tam nie miało miejsca. Leśnicy podkreślają, że wszystko to tylko niefortunny incydent, który nie powinien nikogo odstraszyć od spacerów po lesie. 80-latek sam jest zaś sobie trochę winny, ponieważ w Tongeren jest zakaz zejścia ze szlaku, ścieżki.