Holandia mafijnym rajem?
Czy Królestwo Niderlandów jest krajem z jednym z największych wskaźników przestępczości na świecie? Wielu uważa, że tak. Holandia to jednak zupełnie inna liga niż, np. kraje Ameryki Południowej, Bałkanów czy choćby Somalia.
Gdy mówi się o przestępczości zwykle myśli się o tej znanej z ulic czy z mediów. Analizujemy ją przez pryzmat kradzieży, włamań, pobić morderstw i gwałtów. Uzupełniając to wszystko o przestępstwa na szczytach władzy, takie jak korupcja, łapówkarstwo czy choćby oszustwa wyborcze. Fakt, zwłaszcza przestępstw pospolitych nie brakuje w krainie tulipanów. Praktycznie codziennie dzienniki informują o atakach nożem, pobiciach czy kradzieżach. Nie ma ich jednak znacznie więcej niż w innych krajach. Można by powiedzieć, iż to nie kraj staje się coraz gorszy, co wiadomości stają się coraz lepsze, ukazując te przypadki. Na tym polu Królestwo Niderlandów niczym się nie wyróżnia. Ba, można nawet wskazać, iż ma ono bardzo dobre systemy ochrony prawa i porządku wraz ze sprawnie działającym systemem sądownictwa, które zamiast skazywać na długie wyroki, liczy na reedukację więźniów. Gdzie więc owa wysoka przestępczość, sprawiająca, iż Niderlandy są jednym z najniebezpieczniejszych krajów świata?
Offshore
Jak wskazuje na łamach NRC Roberto Saviano, nie chodzi tu jednak o taką „pospolitą” przestępczość. Dziennikarz, który w swojej pracy przez lata zajmował się tematyką włoskiej mafii, wskazuje na to, iż Niderlandy stały się krajem, rajem offshore, spółek utworzonych poza granicami kraju, z których czerpie benefity. Wśród tego typu podmiotów w Holandii można spotkać między innymi Fiata, Ferrari, eBay, Google, Ikea czy Netflix. Wszystkie one działają oczywiście całkowicie legalnie, stanowiąc przy okazji potężny zastrzyk do holenderskiego PKB. Holendrzy bowiem umożliwili firmom ucieczkę z systemu prawnego ich państw, a potem udzielili pomocy i wsparcia w budowie struktur w krainie tulipanów za niewielki procent ich dochodów. Wszystko więc wygląda wspaniale. Ma to jednak też i pewną mroczną stronę.
Mafia
W Holandii więc łączą się, jeśli nie światowe, to przynajmniej europejskie interesy. W kraju tym dochodzi do przepływów pieniędzy z zachodu na wschód, wschodu na zachód, północy na południe i południa na północ. Jest to więc raj dla wszystkich, którzy chcą prać pieniądze na ogromną skalę. Ogromne pieniądze przyciągają również mafie. Te działają zwykle w białych rękawiczkach. Ci, którzy obracają milionami, nie bawią się w kradzieże, włamania czy pobicia. Ich obecność ujawnia się tylko w skrajnych wypadkach, gdy przypominając o swoim istnieniu, dają przestrogę innym. Tak też było właśnie z zabójstwem Petera R. de Vriesa, który mógł wiedzieć za dużo i który mógł naruszyć status quo. Gdzie zaś ukrywają się owe zorganizowane grupy przestępcze? Często działają pod przykrywką wielu firm, którym rząd jeszcze organizuje wsparcie i ulgi, by zachęcić do inwestowania w Holandii i ułatwić wejście na tamtejszy rynek. Przykłady? Mocro-mafia – stworzona przez ludzi z Maroka, a także z Konga, Surinamu, Bałkanów i Holandii grupa. Kiedyś była to organizacja przestępcza działająca na ulicy. Teraz to prawie holding finansowy obracający narkotykami w tej części Europy i piorący miliony euro.
Władze są bezsilne
Roberto Saviano wskazuje, iż przeciw takim organizacjom holenderskie władze są bezsilne. Kraj ten stał się niejako pirackim statkiem płynącym pod banderą prania brudnych pieniędzy i transakcji narkotykowych. Owszem, władzom udaje się od czasu do czasu zatrzymać producentów, czy zamknąć wytwórnię narkotyków. Ich miejsce jednak szybko zajmują nowe, większe fabryki, finansowane przez międzynarodowy kapitał. Jak z nimi walczyć? Władze musiałyby całkowicie zmienić podejście do biznesu, mocno ograniczając swobodę spółek międzynarodowych. To jednak uderzyłoby nie tylko w przestępców, ale i całą gospodarkę, a na to żaden rząd sobie nie pozwoli.