Fatbike, tak popularny, że nie chcą go ubezpieczać

Fatbike, tak popularny że nie chcą go ubezpieczać

Niektórzy lubią się wyróżniać, niektórzy chcą być modni. Moda ta może przejawiać się w wielu różnych aspektach. W Holandii jednym z takich elementów pozwalających na wyrażenie siebie jest rower. W Niderlandach coraz popularniejsze stają się fatbike’i. Niestety rowery te są również bardzo lubiane też przez złodziei. Ci pożądają ich tak bardzo, że firmy ubezpieczeniowe zdecydowały się, iż nie będą ubezpieczać tych jednośladów. Jest to dla nich nieopłacalne.

ANWB zdecydował się raptem parę dni temu, iż nie będzie ubezpieczać fatbike’ów od kradzieży. Jest to bowiem nieopłacalne dla ubezpieczeniodawcy, który jak każde przedsiębiorstwo nie zamierza dopłacać do interesu. To już kolejny ubezpieczyciel, który wycofał się z polis na tego typu sprzęt. Wcześniej zrobił to Kingpolis, który specjalizował się w ofercie dla cyklistów.

 

Fatbike

Co to jest ten fatbike? To typ roweru, który rzuca się w oczy z racji ogromnych, grubych opon i solidnej ramy. Jednoślad taki wygląda bardziej, jak skrzyżowanie motocykla i roweru, i nie jest to określenie na wyrost. Grube opony i ciężka rama to duże opory toczenia, a więc i dość męcząca jazda. Rowery te jednak w większości są wyposażone w silniki elektryczne, więc cyklista mimo wagi jednośladu jedzie nim wyjątkowo lekko i przyjemnie.
W efekcie od tego roku fatbike wstrzelił się w rynkową lukę. Wygoda jazdy jest na nim porównywalna do tej z motorowerów czy małych skuterów. Dla tych drugich od początku tego roku wymagany jest kask. Ponadto pojazdy te nie mogą też jeździć już po wszystkich ścieżkach rowerowych. Fatbike’ów zasady te jednak nie obowiązują, przez co wiele osób przesiadło się właśnie na nie, by nie popsuć sobie fryzury mogącym ochronić zdrowie i życie kaskiem. Swoje też zrobiła po prostu moda na tego typu sprzęt, który obecnie sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. Tym bardziej, iż odrobina wiedzy technicznej pozwala łatwo przerobić go na skuter elektryczny, czego policja nie zauważy na pierwszy rzut oka. To zaś umożliwia nie tylko uniknąć pedałowania, ale również jeździć dużo szybciej niż mogłoby się wydawać.

Nie czy, ale kiedy

Fatbike wpadł jednak też w oczy złodziejom. Ci bowiem kradną sprzęty, które łatwo sprzedać, a ten jednoślad jest właśnie takim hitem sprzedażowym. Złodzieje polują więc na nie, gdzie tylko się da. Jak wskazuje ANWB, w dużych miastach takich jak Rotterdam czy Amsterdam pytaniem jest nie, czy rower zostanie ukradziony, bo to jest pewne, ale kiedy zostanie zabrany przez złodziei.

 

Na dużym minusie

W efekcie zależna od ANWB spółka Unigarant jest wyjątkowo stratna na tego typu polisach. Cena takiego roweru to około 2000 – 2500 euro. Sładki, które płacą właściciele to kilkadziesiąt euro. W efekcie, jak wskazuje rzecznik ubezpieczyciela, muszą oni wypłacać ośmiokrotnie większe sumy pieniędzy z polis, niż otrzymują oni ze składek właścicieli fatbike’ów. Ubezpieczyciel dokłada więc do interesu, a to jest niedopuszczalne z ekonomicznego punktu widzenia. Dlatego też od 6 września ANWB i spółki zależne nie będą ubezpieczać już fatbike’ów. Ci zaś ,którzy mają polisę, nie będą mogli jej przedłużyć.

 

Źródło: AD.nl