Wypadek, pszczoły i poszkodowane pogotowie
Na pierwszy rzut oka wypadek w pobliżu Veenendaal niczym się nie wyróżniał. Kierowca po prostu wyleciał z drogi. Szybko się jednak okazało, iż osoba prowadząca maszynę ma potężnego pecha, a idące mu z pomocą służby ratunkowe muszą przygotować się na potężną dawkę bólu. Największe zagrożenie przyszło bowiem dopiero chwilę po wypadku.
Do wypadku doszło w niedzielę około godziny 16:30. Kierowca samochodu osobowego wjeżdżający na rozjazd, na A12, poruszał się najprawdopodobniej zbyt szybko. Mężczyzna stracił kontrolę nad pojazdem i wpadł w poślizg. Auto zjechało z drogi na łąkę, gdzie zatrzymało się nie na kołach a na boku.
Miłe złego początku
W tym momencie kierowca mógł mówić o dużym szczęściu. Samochód był mocno uszkodzony i najpewniej nadawał się już tylko do kasacji. Konstrukcja zdała jednak egzamin i kierowcy nic poważnego się nie stało. Był nieco otumaniony i lekko obolały. Być może miał wstrząśnienie mózgu, ale był cały i zdrowy. Jego kondycja była na tyle dobra, że udało mu się samemu wydostać z wraku maszyny. Holender chciał zrobić to jak najszybciej, ponieważ słyszał dziwne bzyczenie. Dźwięk, którego nie mógł zidentyfikować, a który mógł oznaczać wszystko, np. spięcie w instalacji elektrycznej i groźbę pożaru auta.
Tysiące ofiar i zemsta
Świadkowie wypadku natychmiast wezwali pogotowie. To pojawiło się na miejscu mniej więcej w momencie, w którym poszkodowany opuścił samochód. Gdy ratownicy ruszyli w stronę kierowcy również usłyszeli dziwne bzyczenie. Gdy podeszli bliżej zorientowali się co to za dźwięk, ale było już za późno.
Okazało się bowiem, iż wypadek pociągnął za sobą setki, jeśli nie tysiące ofiar. Rozpędzony samochód dosłownie zdmuchnął kilka stojących na łące uli. Teraz zaś wściekłe pszczoły, chcąc chronić to co zostało z ich „domków”, szukały przeciwnika, tego zaś znalazły w postaci kierowcy, który faktycznie zawinił jak i idących mu z pomocą ratowników.
Akcja ratownicza przemieniła się więc szybko w ucieczkę przed pszczołami. Zanim jednak ludziom udało się uciec na bezpieczną odległość, wiele pszczół poświęciło życie wbijając swoje żądła w kierowcę i ratowników. Dawki jadu nie były śmiertelne, nie zagrażały też życiu, sprawiły jednak, iż zarówno kierowca jak i ratownicy skończyli z bolesnymi opuchliznami.
Źródło: Ad.nl