Wojna na Ukrainie, Holendrzy i „barbarzyńskie jajka”

Wojna na Ukrainie, Holendrzy i „barbarzyńskie jajka”

Wojna na Ukrainie może wpływać na wszelakie aspekty życia. Dotyczy to również Holendrów żyjących tyjące kilometrów od strefy działań zbrojnych. Poparcie mieszkańców Królestwa Niderlandów dla obrońców doprowadziło do tego, iż w krainie tulipanów pojawiło się dużo więcej nielubianych, „barbarzyńskich jaj”.

Barbarzyńskie jaja?

O co chodzi? Od wielu lat hodowla klatkowa kur w celu pozyskania jajek jak najtańszym kosztem, uznawana jest przez obrońców praw zwierząt za przejaw bestialstwa wobec ptaków. Zwierzęta te przez całe życie zamknięte są w ciasnych klatkach, nie widzą słońca, a ich całe jestestwo podporządkowane jest tylko znoszeniu jajek. Argumentacja obrońców praw zwierząt walczących o zniesienie takiej formy produkcji jaj sprawiła, iż od 2012 roku w Unii obowiązuje zakaz tego typu hodowli.
„Barbarzyńskie jaja” są to zaś jaja właśnie od zwierząt z chowu klatkowego. Nazewnictwo to, wymyślone przez obrońców zwierząt, ma przemawiać do klienta, uświadamiając mu, iż wybierając te najtańsze jajka, przyczynia się do cierpienia ptaków.

 

Wojna

Teoretycznie „barbarzyńskich jajek” nie powinno być więc w Holandii i tak owszem było. Sytuację zmieniła jednak wojna na Ukrainie i to, że Holandia opowiedziała się po stronie rządu w Kijowie. Co ma wojna do jajek? To, iż wspierająca Ukrainę Unia Europejska zniosła taryfy importowe na towary z Ukrainy, by wspomóc tamtejszą gospodarkę. W ten sposób drzwi dla tanich jaj z chowu klatkowego, który nadal stosuje się u wschodniego sąsiada Polski, zostały uchylone.

Przez rok wojny te uchylone drzwi zostały wręcz otwarte na oścież, Wszystko z racji pragmatyczności Holendrów i holenderskich firm. Jajka z hodowli klatkowej, mimo iż przywożone ze wschodu Europy, są tańsze niż te od kur z wolnego wybiegu, czy chowu ściółkowego. Cena zaś jest motorem zakupu.
Oczywiście klient w supermarkecie nie kupi tych jajek, po części dlatego, iż jest świadom cierpienia ptaków, po części dlatego, iż sklepy nie zamierzają sprzedawać tych jajek. Co innego jednak biznes

Jest takie przysłowie, „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Tak też jest z jajkami. W składzie majonezu, ciasta producent nie musi wskazać, jaki rodzaj jajek dodał. Dodaje więc te najbardziej opłacalne z jego punktu widzenia, czyli najtańsze. To zaś powoduje, iż w ostatnich miesiącach „barbarzyńskie jajka” zalewają Holandię w sosach, ciastach, makaronach, słodyczach.

 

Chichot losu

Część hodowców, z holenderskich ferm, mówi wręcz o chichocie losu. Po 2012 roku, wielu z nich sprzedało swoje zakazane w Holandii systemy chowu klatkowego właśnie Ukraińcom. Teraz zaś znów jedzą jajka zniesione w tych samych klatkach, tyle że tysiące kilometrów dalej.
No cóż, obecny świat to system naczyń połączonych. Wojna na Ukrainie namieszała zaś w wielu dziedzinach naszego życia.
Zresztą warto się również zastanowić, czy jeśli nas to oburza, że jemy produkty z „barbarzyńskich jajek” to czy bylibyśmy skłonni płacić przy obecnych cenach jeszcze kilkadziesiąt centów, czy nawet kilka euro więcej tylko za to, by kury żyły w lepszych warunkach?

 

 

Źródło:  AD.nl