W teatrze jak w lustrze… Rozmowa z Panią Reżyser Hanną Grosfeld-Buda

Hanna Grosfeld-Buda – kobieta sukcesu, kobieta zaprzeczająca stereotypom i pokazująca, iż Polak w Holandii to nie tylko robotnik, ale też ktoś, kto zasługuje na sztukę wyższą. Dziś w ogniu naszych 10 pytań stawiamy panią reżyser teatralną, organizatorkę imprez polonijnych, a także prezes Fundacji Buda Staging Performace.

Z miłości do teatru

Panią Hannę Grosfeld-Buda w kręgach holenderskiej Polonii nie trzeba przedstawiać. Ci zaś, którzy od niedawna przyjeżdżają za chlebem do Niderlandów, mogą Ją kojarzyć dzięki sztuce Emigranci. Współczesnej adaptacji dramatu Mrożka, w której każdy z widzów może dostrzec cząstkę siebie w dwóch antagonizujących (czy aby jednak na pewno), bohaterach XX i AA.
Emigranci to jednak niejedyne dzieło, które dzięki Pani Hannie zagościło na deskach teatru w Holandii. W najbliższych dniach będziemy mogli zasiąść na widowni i oglądać dwa inne spektakle, w dużo „lżejszej”, zabawnej formie. Pierwszym z nich jest komedia na Dzień Kobiet, Początek Końca, drugą spektakl pod tytułem Prawdziwy Przyjaciel, na podstawie baśni O. Wilde’a. Jest on propozycją zarówno dla dużych jak i małych widzów. O obie te pozycje oczywiście zapytamy naszego Gościa.

 

Na celowniku

Nim jednak zaczniemy zadawać pytania, krótkie przypomnienie zasad. Pani Hanna Grosfeld-Buda znajdzie się na celowniku i będzie musiała zmierzyć się z serią 10 pytań, plus jednego na rozgrzewkę. Jako więc, iż mamy w sumie 11 pytań, a prosimy o 10 odpowiedzi, nasza rozmówczyni może nie odpowiadać na jedno z nich.

 

Pytanie na rozgrzewkę

Jak nazywała się Mama Muminka, zanim urodziła Muminka?

Mama Muminka nazywała się Muminek albo Irena lub Halina Muminka.

 

Teraz już bardziej na poważnie.

Czy sztuka Emigranci dociera do emigrantów często pracujących, jak jeden z bohaterów dramatu, po 12 godzin dziennie i mieszkających w tragicznych warunkach, gdzieś w parku wakacyjnym? Czy ludzie, którzy przyjeżdżają za pracą do Holandii, mają czas na wyjście do teatru?

Pytanie wyśmienite!
My jeździmy — tak jak sobie założyliśmy — z przedstawieniem "Emigrantów" po Holandii i nie tylko, i odwiedzamy różne środowiska.
I tak byliśmy w Tilburgu, Amsterdamie, Aalsmeer, Bredzie, Hadze, Giesbeek, Oberhausen w Niemczech... Jedziemy do Brukseli, pewnie Antwerpii, Rotterdamu, Aachen i... Krakowa na zaproszenie tamtejszych władz miasta. Nasze przedstawienie będzie zamknięciem odbywającej się tam konferencji..., ale nie zdradzam jeszcze wszystkiego 😉
To tyle na razie.
Jesteśmy chyba pierwszym zespołem, którego produkcja, powstała w Holandii, ma tyle odsłon. Takie tournée.
Odpowiadając na pytanie.
Na zagranych już przez nas przedstawieniach mieliśmy bardzo zróżnicowaną publiczność. Na pewno byli tam przedstawiciele różnych zawodów.
To stało się dla nas oczywiste podczas dyskusji z publicznością, którą zawsze prowadzimy zaraz po spektaklu.
Proszę mi wierzyć... ludzie tak chętnie rozmawiają! Nie spodziewaliśmy się, że tak chętnie! I tak szczerze, otwarcie.
Wymieniają poglądy, doświadczenia...
To jeden z piękniejszych momentów wieczoru.
Nie, nie zagraliśmy jeszcze po prostu w szklarni na przykład..., ale wszystko przed nami.
"Emigranci" na razie nie zejdą z afisza.

 

Teatr to tak zwana sztuka wyższa, wymagająca czasem zastanowienia się, autorefleksji, nabrania pewnego dystansu do tego, co dzieje się na scenie. Czy zdarzyło się Pani, iż ktoś odebrał Emigrantów nazbyt dosłownie i potraktował dramat jako próbę naśmiewania się z jego ciężkiej pracy poprzez pewne przejaskrawienia wynikające z konstrukcji sztuki teatralnej i gry aktorskiej?

 

Nie. Przynajmniej nie jestem tego świadoma.
Widzowie doskonale odczytują kontekst. I ten socjalny i ten egzystencjalny. Czasem zakręci im się łezka w oku...co oznacza, że i tekst, i koncepcja reżyserska i ekspresja aktorów trafia prosto w serce. W serce, które tęskni, pamięta, czasem żałuje..., ale jest otwarte.
Ludzie reagują bardzo spontanicznie i z pełnym zrozumieniem tego, co chcieliśmy przekazać.

 

I w drugą stronę, czy ktoś po spektaklu powiedział: „Dziękuję, ta sztuka była o mnie, teraz wiem, że na niektóre sprawy mogę spojrzeć w inny sposób?”

 

Tak. Często już po dyskusji z publicznością, która nieraz i trwa godzinę, widzowie podchodzą do nas i tak bardziej prywatnie opowiadają nam swoje historie i przemyślenia.
I mówią: " No tak, tak to i u mnie było, " albo "     to przedstawienie jest o mnie"... To chyba największe uznanie dla reżysera i aktorów...
I tak rozmawiamy sobie po cichu i w skupieniu.
Generalnie widzę, że ludzie wychodzą zadowoleni, czasem zamyśleni...
Tak, to jest o nich.
Wychodzą z takim odczuciem.
Czy coś zmienią? To już inna bajka...a zresztą...kto wie?
Jednak uświadomienie sobie swojej sytuacji wcale nie musi oznaczać smutku czy rozczarowania. Tak po prostu jest...taka jest kondycja emigranta... a życie pędzi dalej i my wraz z nim. Tyle, że towarzyszy nam odtąd refleksja...
To dużo ...bardzo dużo.

Pozwolę sobie zadać jeszcze jedno pytanie co do Emigrantów. Wiemy, iż za jakiś czas zagrają Państwo tę sztukę w Krakowie na konferencji dotyczącej właśnie emigracji. Czy Pani zdaniem Polska, w świetle ostatnich wydarzeń, staje się ziemią obiecaną dla Ukraińców. Nowym domem, w którym tak jak w dramacie Mrożka, ścierają się dwa podejścia co do chęci pozostania i powrotu?

 

Wie Pan, ziemi obiecanej to nie ma nigdzie.
Są dwa oblicza emigracji. Indywidualne, czyli to, co przeżywa jednostka z całą swoją różnorodnością odczuć i postaw. I społeczna. Gdzie problemy integracji w nowym świecie, zachowania tożsamości, kultury, języka, wychowania dzieci...zaczynają stanowić czasem górę nie do zdobycia...
Myślę, że ten gest Polaków w stosunku do Ukraińców był pięknym gestem humanitarnym.
Jednak na pewno nie obejdzie się bez potrzeby rozwiązania mnożących się problemów socjalnych i psychologicznych.
I tu Polska może uczyć się od Zachodu...
Jeśli chodzi o konferencję w Krakowie...program ustalamy jeszcze. Na pewno będzie ciekawie.

 

Emigranci święcą tryumfy. Nie jest to jednak jedyne dzieło, które dzięki Pani pojawi się na deskach teatru. We wstępie pisaliśmy o Początku Końca. Przedstawienie to w reżyserii Anety Wróbel, z udziałem Izabeli Kały, to komedia o zmianach, o radzeniu sobie z przeciwnościami i nowościami, w tym jakże dynamicznym świecie XXI wieku, w którym praktycznie nie ma już stałych.
Dzieło to, mimo iż w zupełnie innej formie niż Emigranci, (tam mieliśmy dramat/tragikomedię, tu zaś klasyczną komedię), niesie ważne przesłanie. Jak Pani uważa, czy forma wpływa na odbiór? Czy widz może równie wiele nauczyć się z komedii co z dramatu? Czy też odbiorca, zakładając, iż idzie do teatru, by się rozerwać, bawić, jest mniej podatny na owe drugie dno?

Myślę, że może nawet z dobrej komedii wynosimy mniej wymuszoną lekcję.
Bo śmiech utrwala w nas to z czego się śmiejemy 🙂
Śmiejąc się nastawiamy się krytycznie — tylko w formie zabawy.
Dramat budzi u niektórych opór, prawda?
Trudno powiedzieć, która forma jest bardziej edukująca...
To bardzo zależy od osobowości widza, okoliczności, potrzeb, nastroju...
Dlatego raz wybieramy dramat, innym razem komedię.
"Początek końca" jest godzinną zabawą, podczas której Iza transformuje w różne postaci kobiet z różnymi problemami.
Wydawało nam się, że to odpowiedni spektakl na Dzień Kobiet. Wesoły i pouczający.
No i oczywiście niespodzianki do wylosowania! Tego nie może zabraknąć. My, kobiety lubimy dostawać perfumy, prawda?
Zachęcam Panie serdecznie do przyjścia, bo i po przedstawieniu będzie wesoło.

Początek Końca będzie miał wystawiony 4 marca w Hadze, w Zeeheldentheate. Przedstawienie to prezentowane jest jako Dzień Kobiet na wesoło. Wiemy też, jak pisaliśmy wyżej, iż zarówno reżyserką spektaklu, jak i główną bohaterką jest kobieta. Czyżby to było wydarzenie specjalnie dla Pań, czy też ich brzydsze połówki będą się na nim równie dobrze bawić i czy oni też mogą liczyć na niespodzianki, zasiadając na widowni? To będzie wyjątkowo rozbudowane pytanie, a w tym miejscu nie sposób jeszcze postawić jednego znaku zapytania. Czy Pani zdaniem płeć wpływa na odbiór dzieła?


To zaproszenie jest efektem naszej działalności impresaryjnej jako Fundacji.
Czy płeć ma wpływ na odbiór?
No.…na pewno!
Na przykład przysłowiowe dowcipy o teściowej...kobiety odbierają je inaczej niż mężczyźni. Jednak tematy o charakterze egzystencjalnym odbierane są w taki sam sposób. W zależności oczywiście od typu człowieka.
Myślę, że Panowie są jak najbardziej chętnie widziani na tym spektaklu, bo tematy tam poruszane bliskie są obu płciom. Chociaż traktują o kobietach.
No i jak to można wyobrazić sobie Dzień Pań bez Panów i tej symbolicznej różyczki?
Zapraszamy Panów z jedną różyczką w dłoni!

Wcześniej pytałem o płeć, teraz chciałbym zapytać o wiek. Wiemy, iż na przestrzeni lat odbiór pewnych dzieł się zmienia. Doskonałym przykładem jest tu, chociażby Mały Książę. Dlaczego jednak o tym wspominam? Ponieważ pierwszego kwietnia widzowie, zwłaszcza ci młodsi, będą mogli zobaczyć Prawdziwego Przyjaciela. Spektakl, na podstawie baśni O. Wilde’a, opowiada historię Janka oraz młynarza Hugona, poruszając takie kwestie jak przyjaźń lub dobroć. Przedstawienie z racji na swoją formę skierowane jest do najmłodszych. Czy jednak idący na spektakl z maluchami rodzice też znajdą w nim coś dla siebie?

 

Panie redaktorze, rodzice rozwijają się przecież wraz ze swoimi dziećmi! Prawda?
Jako rodzic odkrywamy świat na nowo, patrzymy oczami własnego dziecka i ciesząc się z jego odkrycia, dokonujemy nowego dla siebie.
Zresztą rzecz o wartości jaką niesie ze sobą prawdziwa przyjaźń, jest bezcenna. I trzeba o tym mówić już od najmłodszych lat.
O otwartości, bezinteresowności, poczuciu bezpieczeństwa, jakie daje przyjaźń, wzajemne zaufanie...
Zwłaszcza teraz — w dobie Facebook’a, Tik-Tok’a i dewaluacji wartości...
Trzeba umieć odróżniać osobę prawdziwie nam przychylną od tej, której jedynym celem jest wspiąć się po naszych plecach w górę, uszczknąć coś z nas, może nawet połknąć z kopytami?
Dobrze wyrabiać sobie te podświadome czułki na nie-przyjaciela dość wcześnie w fazie naszego rozwoju. Może unikniemy paru przykrych sytuacji, strat, łez...?
Myślę, że powinno się o tym mówić w szkołach...
Zapraszam na to przedstawienie z wielkim przekonaniem.
Gra w nim trzech młodych aktorów scen warszawskich — znanych też z "telewizora" - Pedowicz, Ziółkowska, Basiel.
Myślę, że dzieci ich polubią.
Przedstawienie jest mocno interaktywne, więc kontakt z aktorem będzie duży.
Do tego będą też dodatkowe Prima Aprilis’owe niespodzianki dla dzieci.

 

Zapraszamy tu młode pokolenie wraz z rodzicami do teatru. Czy jednak dzieciom w obecnych czasach potrzebny jest teatr? Czy młodzi widzowie są w stanie docenić różnicę w odbiorze, jaka jest pomiędzy teatrem, a np. salą kinową?

 

Oo… nie ma porównania pomiędzy teatrem a kinem.
Kino to wypad z kolegami czy dziewczyną, popcorn, cola, zabawa.
Teatr jest miejscem skupienia i kontaktu z kimś na scenie, kontaktu bezpośredniego.
To właśnie magia teatru! Ta chwila, ten moment... Aktor prawie na wyciągnięcie ręki.
Myślę, że teatr uczy interakcji, wymiany spojrzeń, ciszy, myślenia tu i teraz.
Film możemy też obejrzeć w piżamie, z kotem, na kanapie.

 

Baśń którą będzie można zobaczyć już  1 kwietnia skierowana jest do dzieci i rodzin z dziećmi władających językiem polskim oraz na co dzień żyjących w Holandii. Dlatego też chciałbym zadać pytanie wykraczające poza sferę teatralną. Czy Pani zdaniem Holandia to dobre miejsce do życia i założenia rodziny przez naszego rodaka?


Czy Holandia jest dobrym miejscem?
Dla ludzi znających swój cel, możliwości, język i prawo tego kraju, ambitnych i odpornych…  Tak. Tak, jak każdy inny kraj.
Wbrew pozorom te różnice w mentalności czy obyczajach — z których się tak często zaśmiewamy — nie są prawdziwą przeszkodą.
Przeszkoda leży w nas.
W tym, czy jesteśmy elastyczni wewnętrznie, czy dążymy do sytuacji win-win, do konsensusu społecznego.
Jeśli tego nie potrafimy to i we własnym kraju nam źle.
To my sami dajemy sobie szansę. Nie inni nam.
Te nawoływania do "bycia Polakiem" za wszelką cenę w obcym kraju są niepokojące.
A kto nam zabrania? Oczywiście, że nigdy nie należy wyprzeć się swoich korzeni. Nigdy.
Ale zamykać ludzi w okowach organizacji tak nachalnie "kultywujących" naszą polskość...
Spokojnie. Ona jest silniejsza od wszystkich organizacji razem wziętych.

Na koniec chciałbym pozostać w tematach społecznych, ale już nieco luźniejszych. Od wielu lat mieszka Pani w Holandii. Poznała Pani tamtejszą kulturę, w tym tę kulinarną. Jaka jest więc Pani zdaniem najgorsza i najlepsza niderlandzka potrawa?

 

Powiem Panu, że nie lubię gotować. Nie odpoczywam w kuchni.
Gotuję po swojemu. Różnie.
Holendrzy nie mają też takiej wysublimowanej kuchni jak Francuzi czy Włosi.
Nie umiem powiedzieć, jaka potrawa jest najgorsza...czy najlepsza...
Nie lubię ich ciast… No może z wyjątkiem "appelflapen" czy "oliebollen". Co lubię?
Lubię kurczaka prosto z piekarnika nadziewanego czosnkiem i cytryną w wykonaniu mojego męża.

Hanna Grosfeld-Buda znalazła się w ogniu pytań Krzysztofa Skoczylasa.  Wszystkich zaś, którzy chcieliby się dowiedzieć więcej o samych przedstawieniach, zapraszam na stronę Magicznych Granic, gdzie oprócz informacji o spektaklach istnieje możliwość nabycia biletów na przedstawienia. Zapraszamy też na na strone Buda Staging Performance, gdzie również można przeczytać o wielu ciekawych wydarzeniach kulturalnych.

Jeśli zaś chciebyście Państwo zasiąść na widowni opisywanych spektakli, bilety na nie można nabyć na tej stronie.