Na autostradzie w Holandii anioł stróż mówi po polsku

21-latek ginie przygnieciony przez drzewo podczas festiwalu

Już niejednokrotnie wspominaliśmy, iż przydrożne zbiorniki wodne i kanały w Królestwie Niderlandów to śmiertelne pułapki, gdy dochodzi do wypadku. Wielu ludzi, chociaż przeżywa kolizję, później tonie nie potrafiąc wydostać się z wraku pojazdu. Tak też byłoby pewnie w przypadku sytuacji na A2. Życie ofiary uratował jednak anioł stróż mówiący po polsku.

Poważny wypadek

Drugiego maja na autostradzie A2 nieopodal Culemborga doszło do bardzo niebezpiecznego wypadku. Według świadków zdarzenia, kierujący najprawdopodobniej stracił kontrolę nad swoim pojazdem, czerwonym Renault. Autem zarzuciło i obróciło bokiem. To zaś w połączeniu z dużą prędkością spowodowało, iż samochód przewrócił się na bok. Maszyna zatrzymała się po kilku metrach na dachu. Problem jednak w tym, że owo dachowanie miało miejsce w przydrożnym kanale, przez co cała kabina pasażerska znalazła się pod wodą. W środku został zaś uwięziony człowiek.

 

Bezsilność świadków

Sytuacje tę widzieli inni uczestnicy ruchu. Wielu z nich zatrzymało się na poboczu. Część nawet wyszła z pojazdu i zadzwoniła po służby ratunkowe. Nikt jednak nie kwapił się, aby wejść do wody. Wszyscy przyglądali się tylko sytuacji z bezpiecznego, suchego lądu. Pomyłka, prawie wszyscy...

 

Polska pomoc

Jak podaje portal AD, drogą tą podróżował również nasz rodak. Polak jak co dzień jechał do pracy w Brakel. Poranną monotonię codziennej drogi przerwał mu jednak widok wraku na poboczu. Mężczyzna szybko zorientował się, iż Holendrzy oprócz przyglądania się na wodę nie robią kompletnie nic. To wystarczyło. Nasz rodak momentalnie się zatrzymał, przekazał kluczyki i telefon stojącym na brzegu gapiom i wskoczył do wody. Polak nie miał bowiem wątpliwości, skoro do wypadku doszło raptem chwilę temu ofiara nadal musi być w pojeździe.

 

Aniołowie mówią po polsku

Akcja ratunkowa w brudnej, zimnej wodzie kanału zajmuje sporo czasu. Drzwi kierowcy ani bagażnik początkowo nie chcą dać za wygraną. W końcu Polakowi udaje się otworzyć drzwi od strony pasażera. Przed jego oczami staje dorosły nieprzytomny mężczyzna. Nasz bohater wyciąga go z auta. Przetransportowanie ofiary na brzeg okazuje się jednak dużo trudniejsze, niż się wydaje. Wtedy jednak do wody wskakuje już druga osoba, która pomaga naszemu rodakowi wyciągnąć ofiarę na brzeg.

Największe zagrożenie minęło. Pokrzywdzony był na suchej ziemi i oddychał. Dla Polaka nie był to jednak koniec. Mężczyzna wskoczył znów do wody, by sprawdzić, czy przypadkiem ktoś jeszcze nie został w pojeździe. Gdy okazało się, iż Renault podróżował tylko kierowca, nasz rodak wrócił na brzeg.

 

Polak zrobił swoje Polak może odejść

Na brzegu obyło się bez wiwatów. Wszyscy skupili się wokół ofiary i pojawiających się w oddali służb ratunkowych. Jak wspomina polski kierowca, nikt nawet do niego nie podszedł, pomimo iż on cały ociekał wodą. Nawet osoba, która miała pilnować jego rzeczy, gdzieś zniknęła. Portfel, telefon i klucze z samochodu leżały na trawie. W oddali zaś słychać było zbliżającą się karetkę. W takiej sytuacji nasz przemoczony krajan wsiadł do auta i odjechał. Musiał się bowiem przebrać a później, jak najszybciej pojechać do pracy.

 

Co z ofiarą

Jak przyznał dziennikarzom AD "polski anioł stróż", który nie uważa się za bohatera, bardzo go interesuje los ofiary. Chciałby się z nią skontaktować. Nie dla poklasku, ale po prostu zapytać jak się czuje. Działanie to jednak nie jest praktycznie wykonalne. Zarówno szpital, jak i policja nie może udostępniać danych osobowych. Po reportażu Holendrów z Polakiem nawiązała kontakt kobieta, która jest blisko związana z ofiarą. Dziękuje ona mężczyźnie i nazywa go bohaterem, dzięki któremu poszkodowany żyje.