Prostytucja – legalizacja i upadek branży

Prostytucja - legalizacja i upadek branży

Prostytucja została zalegalizowana w Królestwie Niderlandów w 2000 roku. Jaki był tego efekt? Dość zaskakujący. Najnowsze dane pokazują, iż w ciągu 21 lat liczba seksbiznesów w Holandii zmniejszyła się o prawie 80%. Gdy przepisy wchodziły w życie nieco ponad dwie dekady temu, było ich oficjalnie zarejestrowanych 1350, teraz jest, iż zaledwie nieco ponad 250 w całym kraju. Jak to możliwe?

W 2000 roku rząd oficjalnie scedował kwestię związane z prostytucją na barki samorządów. Od tego czasu to gminy decydowały, czy można w danym miejscu wyrazić zgodę na działanie domu publicznego. Z ogólnego zakazu sprawa przybrała formę kwestii lokalowych, tak by dany przybytek nie znajdował się, np. naprzeciw meczetu, kościoła czy szkoły. Mogłoby się więc wydawać, iż skoro branża w końcu jest legalna, to dojdzie do jej rozwoju w Królestwie Niderlandów. Pracownicy i pracodawcy wyjdą z szarej strefy i zaczną działać legalnie. Skutek okazał się jednak odwrotny. Jak to możliwe?

 

Świadomość społeczna

Wraz z legalizacją tego typu działalności, wzrosła również znacząco świadomość społeczna dotycząca pracownic i pracowników działających w tym zawodzie. Coraz więcej uwagi poświęca się kwestiom handlu ludźmi, wyzysku pracowników seksualnych, zastraszania i zarobku gminy na krzywdzie ludzkiej. W efekcie samorządy coraz rzadziej wydają zgody na rozpoczęcie takiej działalności. Ewentualnie władze lokalne wydają takie pozwolenia na próbę, tylko na kilka lat, by potem nie przedłużyć ich, np. pod pretekstem uciążliwości, na jakie skarży się lokalna społeczność. To zaś powoduje, iż wielu biznesmenów rezygnuje z prowadzenia tego typu działalności, nie wiedząc, czy po zainwestowaniu często setek tysięcy euro w otwarcie lokalu po dwóch latach nie będzie zmuszonych go zamknąć.

 

Zasłonięte okna

Inną z przyczyn jest „zakaz kuszenia”. Słynne holenderskie okna domów publicznych, w których pracownice zachęcały swoich klientów, na przestrzeni lat stały się rzadkością. Obecnie tylko w 10 gminach taka forma reklamy jest nadal dozwolona.

 

Cios ostateczny

Wszystko to powodowało, iż z biegiem lat wiele osób odeszło z zawodu. Swoisty ostateczny cios miał miejsce jednak na wiosnę ubiegłego roku. Wtedy to, wraz z koronawirusem, przyszły obostrzenia koronowe, które sprawiły, iż wiele osób z branży zostało bez środków do życia. Specyfika bowiem tego zawodu spowodowała, iż pracownicy nie kwalifikowali się praktycznie do żadnego z rządowych systemów odszkodowań. Cześć więc się przebranżowiła i rozpoczęła pracę w innych gałęziach przemysłu i usług. Niektórzy zaś wrócili do szarej strefy, przyjmując klientów w domach.
Panie i panowie robią to nielegalnie i narażają się często na przemoc ze strony klientów, ale mogą zarobić i mają z czego żyć. Na chwilę obecną taką pracę z domu prowadzi ponad 4000 pracowników.

Źródło: Nu.nl