Polska jak Holandia i te same problemy pracowników
Nierzadko na łamach naszej strony piszemy o polskich pracownikach migrujących w Niderlandach, którzy tracąc pracę, tracą również dach nad głową w obcym nieznanym sobie kraju. Okazuje się, iż taka sytuacja ma miejsce jednak nie tylko w krainie tulipanów. Podobne rzeczy dzieją się też w Polsce. Doskonałym przykładem jest tu 35-letnia Filipinka z Nowego Dworu Mazowieckiego.
Praca w Polsce
Nie od dziś wiadomo, iż wielu naszych rodaków jedzie do Holandii, by tam szukać lepszych zarobków. Ludzie liczą, iż w ciągu miesiąca w Niderlandach zarobią tyle, co w ojczyźnie przez dwa lub trzy. Zostawiają więc rodziny, pakują się i wyjeżdżają na zachód, by zatroszczyć się o lepszy byt dla bliskich w kraju. Na zachód jadą zresztą nie tylko Polacy. Wielu Ukraińców, Białorusinów, Rosjan czy Wietnamczyków robi to samo. Jest jednak pewna drobna różnica. Dla nich to właśnie nasz kraj jest tym „zachodem”, miejscem, gdzie uda im się zarobić godziwe pieniądze. Podobnie myślała również 35-letnia Filipinka, która przybyła do Nowego Dworu Mazowieckiego.
Polska agencja pracy
Mniej więcej pół roku temu jedna z naszych rodzimych agencji pracy sprowadziła do Nowego Dworu Mazowieckiego kilka kobiet z Filipin. Panie zostały zatrudnione w pewnej lokalnej firmie. Przez praktycznie cały czas wszystko przebiegało bez najmniejszych problemów. W pewnym momencie jednak jedna z kobiet, 35-letnia Azjatka zaczęła nocować na klatce schodowej. Z kobietą nie ma praktycznie żadnego kontaktu. Wszystko nie tylko z racji bariery językowej, ale również woli samej kobiety. Z pracownicą chcieli porozumieć się policjanci, czy pracownicy opieki społecznej. Wszystkie te starania okazały się bezowocne. Jedynie pogotowiu udało się zbadać kobietę. Medycy orzekli, iż pod względem fizycznym nic jej nie dolega. Na chwilę obecną mieszkańcy bloku, na którego korytarzu biwakuje kobieta, starają się jej pomóc, udostępniają np. toaletę. Niemniej cała sytuacja zaczyna ich już coraz bardziej przerażać.
Nie pracujesz nie mieszkasz
Czemu kobieta znalazła się na korytarzu? Filipinka nocuje na piętrze obok drzwi do mieszkania, w którym mieszkała wcześniej ze swoimi dwiema koleżankami. Mieszkanie to wynajmowane jest przez agencję pracy, która ściągnęła Filipinki do Polski. W pewnym momencie, gdy 35-latka z dnia na dzień powiedziała, iż nie będzie już chodzić do pracy, nie mogła tam dalej mieszkać. Kobieta więc wyprowadziła się na klatkę z całym swoim dobytkiem, co przeraziło sąsiadów.
W tym tygodniu agencja pozwoliła kobiecie wrócić do mieszkania. Ta jednak nie skorzystała z tej możliwości.
Problem
Jak już wspomnieliśmy, w sprawie interweniowała policja, służby miejskie, a nawet straż graniczna. Wszystkie te jednostki mają jednak związane ręce. Klatka schodowa w bloku to nie noclegownia. Sąsiedzi jednak starają się pomagać kobiecie i nie chcą, by policja usunęła ją siłą. Filipinka przebywa w kraju legalnie, nie ma więc również mowy o żadnej formie deportacji.
Wiele w tej sprawie zdziałałaby zapewne zwykła rozmowa. Kobieta jednak praktycznie cały czas płacze, chowając twarz w ramionach. 35-latka zna język angielski, ale nie chce z nikim rozmawiać. Nie wyjawiła swojej historii policji, pogotowiu, czy dziennikarzom Polsatu. Nie wiadomo więc czemu z dnia na dzień zrezygnowała z pracy i nie chce sobie pomóc. Cała ta sytuacja powoduje, iż w Nowym Dworze Mazowieckim zaczynają pojawiać się plotki i domysły. Część z nich mówi o rasizmie, inne wskazują na zatargi z rodaczkami, część zaś wskazuje nawet, iż kobieta mogła paść ofiarą molestowania seksualnego. Nie są to jednak w żaden sposób potwierdzone informacje.
Filipinka nie chce pomocy
Wszystko leży więc w gestii woli kobiety. Wiele organizacji wskazuje, iż z chęcią jej pomoże. Jeśli będzie trzeba, znajdzie się dla niej miejsce w ośrodku dla uchodźców. Jest również możliwość nawet opłacenia powrotu do ojczyzny przez jedną z fundacji pomagających obcokrajowcom.