Policja proponuje puścić złodzieja

Jest kradzież, jest przestępstwo. Ba jest nawet złodziej i zatrzymanie na gorącym uczynku. Pojawia się również policja. Problem tylko w tym, że w tej historii funkcjonariusze stają po stronie złodzieja.

Modny ciuch

Całe zdarzenie miało miejsce w modnym sklepie odzieżowym, w holenderskim Stadskanaal, w ubiegłym tygodniu. Dopiero niedawno jednak właściciel lokalu zdecydował się nagłośnić całą sprawę. W czwartek do sklepu przyszedł młody mężczyzna. Człowiek ten przez dłuższy czas przyglądał się ubraniom. W końcu zainteresował się pięknym, drogim, zimowym płaszczem. Ubranie to pasowało na niego jak ulał, więc mężczyzna zdecydował się na nie. Problem tylko w tym, iż „zapomniał” zapłacić za nowy nabytek. Ekspedientka rzuciła się w pogoń za wychodzącym, jak gdyby nigdy nic, ze sklepu złodziejem. Kobiecie udało się ściągnąć skradzione ubranie z mężczyzny. Inny pracownik butiku zatrzymał zaś uciekiniera.

Między innymi z racji na dużą wartość płaszcza, jak i wewnętrzny regulamin sklepu, kierownik postanowił zawiadomić policję o próbie kradzieży. Jak to zwykle bywa, pracownicy po dokonaniu tak zwanego zatrzymania obywatelskiego, mieli przetrzymać „więźnia” do przyjazdu policji, by ten mógł stanąć przed wymiarem sprawiedliwości. Tym razem stało się jednak coś dziwnego.

Dziwny telefon

Gdy kierownik sklepu dodzwonił się na komendę, usłyszał coś, co na początku wydawało mu się żartem dyżurnego. Policjant powiedział bowiem, bardzo miłym i spokojnym głosem, że dziękuje za zgłoszenie i obywatelską postawę. Niestety policjanci nie dysponują na chwilę obecną żadnym wolnym radiowozem i patrolem, dlatego nie są w stanie nikogo wysłać do sklepu. Policjant zapytał również, czy obsłudze udało się odzyskać skradziony płaszcz. Gdy kierownik coraz bardziej zdziwiony rozmową powiedział, że tak, usłyszał coś, co niemal odebrało mu mowę. Dyżurny zaproponował bowiem, by obsługa po prostu wypuściła złodzieja.

Słysząc zdziwienie w słuchawce, oficer wyjaśnił, że nie ma na chwilę obecną żadnego wolnego radiowozu, który mógłby przyjechać po zatrzymanego. Nie wie też, kiedy któryś z zespołów będzie wolny. Dlatego też nie może nikogo wysłać do sklepu, by aresztować rabusia. Obsługa sklepu nie może też przetrzymywać człowieka w nieskończoność, w momencie, gdy nikt nie zajmuje się tą sprawą.

Policja proponuje właścicielowi sklepu , by ten puścił złapanego na gorącym uczynku złodzieja.

By było jeszcze ciekawiej, warto spojrzeć na mapę. Sklep Okey w Stadskanaal od posterunku policji dzieli jedynie kilometr drogi. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę to, iż policjanci mogliby jechać pod prąd lub przejść się spacerem, nie zważając na oznaczenia dróg jednokierunkowych, odległość ta spada zaledwie do 600 metrów.

 

Po raz pierwszy

Sklepikarz nie zamierzał zachować tej całej sprawy dla siebie. W wywiadzie dla jednego z lokalnych mediów przedstawił całą sytuację, kwitując ją dość gorzkimi słowami, które można sparafrazować jako „Gdzie my do… żyjemy”.

Na sprawę tę zareagował również rzecznik policji. Oficer prasowy stwierdził, iż taka sytuacja faktycznie nie powinna mieć miejsca i zapowiedział wewnętrzne śledztwo. Na chwilę obecną wiadomo, iż lokalna komenda skontaktowała się z właścicielem sklepu i podjęła działania w tej sprawie. Możliwe więc, że złodzieja będzie czekać kara.

Wiele zaś wskazuje jednak na to, iż wszystkiemu winne są procedury, które np. zabraniają prowadzenia aresztowanego przez miasto, czy też wysyłania pojedynczych funkcjonariuszy do zatrzymania. To wraz z ciągle rosnącymi wakatami w policji może zaś sprawić, iż tego typu sytuacje staną się coraz częstsze w Holandii. Coraz mniej policjantów pilnuje bowiem porządku w Niderlandach.