Mandaty koronowe sypią się w Holandii
Niedawno pisaliśmy o Polakach ukaranych za picie w parku podczas epidemii koronawirusa. Okazuje się jednak, iż również wielu Holendrów ma „w nosie”, by nie powiedzieć dosadniej, obostrzenia wydane przez władze. W miniony weekend holenderska policja miała ręce pełne roboty, a mandaty koronowe płynęły wartkim strumieniem.
Za wolni, za głupi
W sobotni wieczór policja ukarała grzywną ponad 25 osób na Rijnkade w Arnhem. Informację tą przekazał burmistrz Ahmed Marcouch, w mediach społecznościowych nie przebierając przy tym w słowach. Samorządowiec mówił bowiem o „grupie idiotów, która uznała za konieczne złamanie zakazu zgromadzeń”.
Ging de hele dag goed. Eind van de avond vond een groep idioten het nodig om op de Rijnkade #Arnhem het samenscholingsverbod te schenden. 25 personen kregen een proces verbaal en 1 aangehouden voor belediging. Goed werk van onze handhavers en agenten #blijfthuis
— Ahmed Marcouch (@ahmedmarcouch) April 4, 2020
Nie sposób nie przyznać politykowi racji. Wystarczy bowiem spojrzeć na to, co się stało. Gdy już zapadł zmrok, dziesiątki samochodów przyjechało na Rijnkade w Arnhem i poruszało się tam ze zbyt dużą prędkością. Kierowcy postanowili zorganizować sobie wyścigi po zamkniętej od piątku części nabrzeża. Gdy policja otrzymała pierwsze wiadomości o próbie nielegalnych wyścigów, funkcjonariusze i wspierające ich inne służby organów ścigania postanowiły zablokować wszystkie drogi wjazdowe i wyjazdowe do tego miejsca. Później wystarczyło już tylko wjechać na teren Rijnkade i pokierować ruchem zdezorientowanych kierowców tak, by każdy przy wyjeździe otrzymał mandat koronowy za nielegalne zgromadzenie. Problem bowiem w tym, iż kierowcy i ich pasażerowie nie siedzieli tylko i wyłącznie w swoich samochodach, ale również spotkali się w większym, 25-osobowym gronie, by porozmawiać.
Oprócz mandatów koronowych w wysokości prawie 400 euro służby aresztowały jednego z najbardziej niezadowolonych najazdem policji kierowców. Mężczyzna ten usłyszał zarzut znieważenia policjanta.
Zróbmy więc prywatkę, której nie przeżyje nikt
Policja interweniowała również w nocy z soboty na niedzielę w Bredzie. Tam wizyta panów w mundurach przerwała domówkę. W niedzielę policja z Bredy poinformowała, iż jej oficerowie wprosili się na imprezę. Początkowo zgłoszenie mówiło o zakłócaniu ciszy nocnej. Sprawę zgłaszał wyraźnie poirytowany sąsiad. Nocne hałasy są uciążliwe, bo nie dają spać ludziom w okolicy, ale poza tym są niezbyt groźne. Na miejscu okazało się jednak, iż gospodarz nie tylko słuchał muzyki, ale również zorganizował domówkę z prawdziwego zdarzenia.
Skala powala
Obostrzenia dotyczące koronawirusa nie zabraniają spotkań na piwo czy drinka w domu. Jeśli w domu będą 2-3 osoby i zachowają odległość 1,5 metra od siebie, nic się nie dzieje. W takiej sytuacji policja mogłaby ukarać jedynie za zbyt głośną muzykę. Impreza na Curaçaostraat w Bredzie wyglądała jednak nieco inaczej. W szeregowcu miała miejsce nie tyle domówka, a wręcz dyskoteka. Lokal był przystrojony kolorowymi światłami, pokoje pękały w szwach od bawiących się, tańczących ludzi, a całą imprezą kierował DJ schowany za konsoleta sprzętu. Funkcjonariusze byli w szoku. Szybko jednak doszli do siebie i postanowili zakończyć to zgromadzenie. Posypały się mandaty koronowe.
Lokalne wsparcie
Tym, co jednak wzbudziło największe zdumienie policji była nonszalancja gospodarza. Człowiek ten stwierdził, iż „chciał wesprzeć przemysł wydarzeń kulturalnych w tych trudnych czasach”. Przekazał również oficerom, iż poinformował lokalną społeczność o całej imprezie i nikt nie miał nic przeciwko.
Dane organizatora zostały przekazane gminie. Ta najprawdopodobniej wystąpi o sądowe ukaranie mieszkańca. Wymiar sprawiedliwości może zaś być w tej sprawie wyjątkowo bezwzględny. Wszystko dlatego, iż gdy policjanci interweniowali na domówce, ledwie kilka domów dalej pogotowie przyjechało do zakażonego COVID-19 mężczyzny. Wirus więc występował w bezpośrednim otoczeniu lokalu, gdzie odbyła się zabawa.