Fryzjer odpowie za śmierć Polaka

Wracamy do sprawy, o której pisaliśmy ponad rok temu. Na początku marca 2019 roku w budynku przy Weimarstraat znaleziono ciało naszego 38-letniego rodaka. Radosław J. zmarł na skutek zatrucia tlenkiem węgla. W tym tygodniu prokura, po rocznym dochodzeniu stwierdziła, iż nie był to nieszczęśliwy wypadek. Oskarżyciele chcą postawić przed sądem najemcę budynku, który ich zdaniem może być w pewnym stopniu odpowiedzialny za śmierć Polaka.

Jak pisaliśmy rok temu Radosław J., był jednym z tych naszych obywateli w Holandii, który nie odnalazł w krainie tulipanów ziemi obiecanej. Nasz rodak miał problemy z pracą i wypłacalnością. By nie spać na ulicy lub błąkać się po przytułkach jego przyjaciel, 30-letni fryzjer, postanowił udostępnić mu pokój na tyłach swojego zakładu. Nie były to jakieś luksusy, ale własny kąt do spania, o wiele lepszy niż namiot w parku czy przechodnie łóżko w przytułku. W zamian za nie nasz rodak, gdy miał pieniądze, dorzucał się do czynszu fryzjerowi.

 

Śmierć Polaka we śnie

W środę, 7 marca 2019 roku ciało Radosława znaleziono właśnie w jego małej izdebce na tyłach salonu fryzjerskiego, na Weimarstraat (Haga). Okazało się, iż Polak zatruł się tlenkiem węgla. Z racji na wysoki poziom czadu z budynku służby ewakuowały jeszcze osiem osób, które dla bezpieczeństwa wysłano na obserwację szpitalną. W akcji, tym bezwonnym gazem, podtruło się 4 funkcjonariuszy prowadzących ewakuację.

Radosław J. po pewnym czasie ruszył zaś w swoją ostatnią drogę do ojczyzny. Udało się to dzięki akcji crowdfundingowej, ponieważ nasz rodak nie miał wykupionego ubezpieczenia. Rodziny nie stać zaś było na przewóz zwłok. Szerzej o tym piszemy w specjalnym materiale na ten temat, który możecie znaleźć tutaj.

Koniec przyjaźni

Gdy ruszyło śledztwo, dość nagle skończyła się przyjaźń między fryzjerem a Radosławem. Nie chodzi tu bynajmniej o śmierć Polaka. Szef salonu fryzjerskiego zeznał bowiem, iż nasz rodak mieszkał u niego od czasu do czasu i był raczej nieczęstym gościem. To wywołało zaś gwałtowny protest rodziny. Krewni zmarłego jednogłośnie stwierdzili, iż J. mieszkał na tyłach salonu od wielu lat. Dodali również, iż 38-latek od dłuższego czasu skarżył się na bóle głowy. To zaś mogłoby dobitnie wskazywać na podtrucie śmiercionośnym gazem.

 

Długie dochodzenie

Miesiące mijały, a dochodzenie trwało nadal. Praktycznie do wtorku nie było wiadome, czy prokuratura podejmie jakiekolwiek działania w sprawie tej tragedii. Wtedy to jednak oskarżyciel stwierdził, iż zamierza pociągnąć do odpowiedzialności za marcowe wydarzenia najemcę nieruchomości (czyli fryzjera). Na chwilę obecną nie wiadomo jednak jakie zarzuty usłyszy golibroda oraz czy dowody są na tyle mocne, by doprowadzić do skazania, choćby za zlekceważenie zasad bezpieczeństwa i zaniechanie odpowiednich kontroli i przeglądów instalacji grzewczej i kominowej.