Frikadel, czyli holenderska smażona kiełbaska

Frikadel

Wracamy do tematu niderlandzkiej kuchni. Ostatnio opisywaliśmy marynowane śledzie i dorsza smażonego w piwnej panierce, w głębokim oleju. Teraz czas na kolejną wręcz narodową przekąskę „pomarańczowych” -  Frikadel to doskonała propozycja dla wszystkich mięsolubnych.

rozliczenie podatku z Holandii

Kiełbaska

Z czym Frikadel najprościej porównać? Z naszą kiełbaską. Na pierwszy rzut oka wygląda bowiem bardzo podobnie. Jest to bowiem długi na około 15-20 centymetrów kawałek mielonego mięsa. Nie jest on jednak w trzewiach lub w foliowej osłonce. Nie jest on też wędzony, gotowany czy pieczony, a smażony na głębokim tłuszczu, podobnie jak frytki. W efekcie otrzymujemy więc danie typu fast food, często ociekające tłuszczem i stanowiące bombę kaloryczną, ale niezwykle pachnące, kruche i smaczne. Danie to najczęściej podawane jest tylko z keczupem lub majonezem, chociaż w wersji rozszerzonej znajdzie się też porcja frytek i surówka.

 

Z czego jest zrobiony Frikadel?

Niektórzy, zajadając się tym przysmakiem, mówią, iż nie warto zadawać pytań, na które nie chce się poznać odpowiedzi. Uważają bowiem, iż podobnie jak w przypadku parówek, w środku może znajdować się wszystko. Jest to poniekąd prawdą. Z racji bowiem na to, iż mamy do czynienia z mięsem mielonym, w zależności od producenta, mogą tu pojawiać się różne proporcie gatunków mięs, tłuszczów i przypraw. Najczęściej jest to jednak wołowina i wieprzowina, nico rzadziej drób.

Historia dania

Komercyjna historia tej przekąski zaczęła się w latach 50 ubiegłego wieku, kiedy to w Dordrecht w związku ze zmianami w prawie, jeden ze sprzedawców nie mógł sprzedawać swoich klopsików w dotychczasowej formie. Obchodząc jednak niejako przepisy pomysłowy rzeźnik, zamiast zmieniać recepturę swoich specjałów,  zmienił ich wygląd. Nazwę zaś podpowiedział mu znajomy Niemiec, mówiąc mu Frikadelle, płaski klopsik.
Historycy gastronomii widzą w  tym piękną, ale zmyśloną marketingową legendę. Ich zdaniem potrawa ta pojawiała się już w 1824 roku, w słowniku P. Weilanda. Pod nazwą tą kryły się zaś „małe kiełbaski z cielęciny, białego chleba, przypraw itp. smażone na maśle”.

 

Smak

Historia, mimo iż ciekawa nie jest jednak tak ważna, jak smak i przystępność. Danie to, podobnie jak kawałki smażonego dorsza, można już nabyć za kilka euro w barach szybkiej obsługi lub kupić zamrożone w supermarkecie i przyrządzić w domu we własnej frytkownicy czy na patelni smażąc na głębokim oleju. Będąc więc w Holandii, warto spróbować tego kultowego dania, wyjazd do Niderlandów to bowiem nie tylko praca, ale też i poznawanie tamtejszej kultury, również też przez to co pojawia się na talerzu.

 

Źródło:  Wikipedia