Żywa pochodnia na Van Thienenlaan w Eindhoven to Polak?

Żywa pochodnia w Eindhoven

Mieszkańcy Van Thienenlaan, w Eindhoven mówią o scenach jak z horroru i pomimo upływu już kilku dni nie mogą otrząsnąć się z tego co się stało. Dla wielu to, co widzieli będzie traumą do końca życia. Nie ma się czemu dziwić. Widok płonącego żywcem człowieka, biegnącego ulicą trudno wyrzucić z pamięci.

W piątkowy wieczór świadkowie słyszeli krzyk, ulicą przędzina zaś "żywa pochodnia". Ludzie mówią o człowieku, który wybiegł z parku i przebiegł około 500 metrów w kierunku Van Thienenlaan, jego ciało pokrywały płomienie. W końcu przewrócił się na ulicy, najprawdopodobniej tracąc przytomność z powodu bólu.

 

Pomoc

Mieszkańcy, którzy usłyszeli krzyk mężczyzny, podeszli do okien zobaczyć co się dzieje. Zanim jednak zdążyli zareagować, było już po wszystkim. Na miejscu znalazły się służby ratownicze. Jak wspominał dziennikarzom AD jeden ze świadków, strażacy nie bawili się w subtelności, praktycznie natychmiast użyli mocnego strumienia wody. Nie korzystali z gaśnic czy koców, chcieli jak najszybciej zdusić ogień. Co było później, tego ludzie nie wiedzą. Teren otoczyła policja. Oficerowie mieli powiedzieć przerażonym mieszkańcom, iż nie chcą tego widzieć. Jeden z odważnych mówi jednak o całkowicie spalonym ubraniu i wręcz czarnych plamach spalenizny na ciele ofiary.  Ciężko rannego mężczyznę zabrano do szpitala. W sobotę lekarze przegrali jednak walkę o jego życie.

Samobójca

Mieszkańcy są przerażeni tym, co się stało. Sprawa ich wyjątkowo mocno dotknęła. Tym bardziej, iż wiele wskazuje na to, iż nie były to porachunki mafijne, ale samobójstwo. W pobliskim parku, z którego przybiegł mężczyzna, znaleziono kanister. Wszystko wskazuje, iż człowiek sam polał się benzyną i podpalił.

 

Polak?

Cała sytuacja zrodziła też wiele plotek. Niektórzy mieszkańcy uważają, iż samobójca był naszym rodakiem. Według niektórych miał on biec do budynku, w którym są mieszkania Polaków. Miał znać ponoć jednego z nich. Czyżby więc był to też Polak? Czyżby był to pracownik migrujący, który na skutek nieznanych wypadków losu stracił pracę, dach nad głową, a w końcu też i sens życia? Jak można być aż tak zdesperowanym. Co musiało się stać, by targnąć się na swoje życie w tak brutalny i bolesny sposób? Mieszkańcy domów, przed którymi dogorywał samobójca, nie potrafią zrozumieć co się stało. Policja jednak milczy w tej sprawie. Funkcjonariusze z Eindhoven nie potwierdzają informacji o narodowości ofiary ani tego, iż chciała ona dotrzeć do domu Polaków. Wszystko to więc tylko domysły.