Pluskwy i zmiana nazwy czy problem z agencjami w Holandii
Pluskwy, grzyb na ścianach, tłok, horrendalne opłaty za mieszkanie i regulaminy zdzierające z lokatorów pieniądze na każdym kroku. Chyba każdy, kto jeździł do Holandii do pracy za pośrednictwem agencji zatrudnienia, słyszał historie, jeżące włos na głowie. Każdej agencji zdarzają się czasem mniejsze lub większe wpadki. Co jednak ciekawe nie ma jednej, dwóch czy kilku agencji o najgorszej renomie. Czemu? Wszystko z racji przepisów prawa i nie chodzi tu bynajmniej o dbanie o los pracownika.
Problemy
Wielu zapewne słyszało o skandalicznych warunkach mieszkaniowych. Przepełnione domki wakacyjne. Brud, smród, wilgoć, pleśń czy brak prywatności to rzeczy, na które skarży się wielu naszych rodaków znajdujących zatrudnienie poprzez agencje pracy.
To jednak nie wszystko. Pracownicy często również padają ofiarami nieetycznych działań, regulaminów i swojej niewiedzy. Przy pierwszej wypłacie okazuje się, iż ta tylko na „papierze” jest wysoka. Gdy bowiem agencja potrąca koszty dojazdu, zakwaterowania, dostępu do mediów Internetu itd. okazuje się, że z obiecana kwota może być nawet o połowę niższa. Gdy zaś pojawiają się pretensje, agencja odsyła do regulaminu, którego pracownicy nie doczytali do końca
Nie można też nie wspomnieć o samej pracy. Już nie raz okazało się, iż praca na miejscu nie jest tą, o jakiej pracownikowi mówiono jeszcze w Polsce. Często jest ona cięższa, wykonywana w gorszych warunkach. Przedstawiciele firmy zaś przy każdej próbie oporu grożą zwolnieniem i bezdomnością. Ta bowiem wynika z umowy - praca i mieszkanie razem.
Znikający problem
Jak wspomnieliśmy wyżej, nie ma agencji idealnej. Każdej zdarzają się większe lub mniejsze potknięcia. Jest to naturalne. Czasem pojawiają się jednak agencje, które ewidentnie wykorzystują pracowników, w których praca przypomina współczesny obóz pracy. Ludzie, którzy mieli pecha dla nich pracować bardzo szybko ostrzegają innych, by przypadkiem nie dali się złapać na wizję zarobku prezentowaną przez rekrutujących.
Co roku media mówią co najmniej o kilku takich podmiotach. Jak to jednak jest, iż ludzie nadal dają się nabierać i nie ma jednej listy „najgorszych agencji pracy”? Odpowiedź jest prosta. Wiele takich, nie do końca uczciwych agencji, działa wyjątkowo krótko. Gdy bowiem świat obiegnie ich zła sława, nikt się do nich nie zgłosi.
Od nowa
Co wtedy? Firma taka kończy działalność, by po pewnym czasie zarejestrować ją w innym mieście pod zmienioną nazwą. Dzięki temu na rynku pojawia się nowa agencja z czystą kartą, która znów kusi ludzi wyjątkowo korzystnymi ofertami.
Certyfikaty
Czy więc nie ma możliwości ochrony przed takimi nieuczciwymi podmiotami? Jest, warto szukać agencji, które mogą pochwalić się certyfikatem SNF, czyli Stichting Normering Flexwonen. Oznacza on, iż dany podmiot może zapewnić higienę i przestrzeń życiową zatrudnionym. Jego przyznanie nie jest stałe. Firmy są co roku sprawdzane pod kątem zapewnienia odpowiednich warunków.
SNF
Co gwarantuje taki certyfikat? Np. odpowiedni metraż, dostęp do prysznica czy ciepłej wody. W kwestii zaś opłat powinien to być zaś czynsz all-in co oznacza, iż jest to maksymalna kwota, jaką trzeba zapłacić, znajduje się w niej już gaz, prąd i internet. Miejsca takie powinny być również wyposażone w szereg udogodnień takich jak, chociażby mikrofalówki, piekarnik czy pralka.
Opinie
Najważniejsze są jednak opinie. Przed zdecydowaniem się na firmę X czy Y warto przeczytać, co mają do powiedzenia jej byli pracownicy. Uważajmy zaś na firmy, o których nikt nie słyszał. Takie „świeżynki” mogą z jednej strony oferować doskonałe warunki. Mogą być jednak również agencją wyzysku, ukrywającą się pod nową nazwą.
Źródło: Onet.pl