Gazowy przekręt w Groningen

Chcieli zabić Polaka, sąd wypuścił ich na wolność

Rejon Groningen pojawia się na łamach naszej strony najczęściej z racji trzęsień ziemi związanych z wydobyciem gazu. Dziś jednak nie będzie o trzęsieniach, ale o ogromnym przekręcie, który miał miejsce na tamtejszych polach gazowych. Działaniach, które są warte miliony euro i które mogły spowodować, iż ziemia w rejonie drżała bardziej, niż powinna.

Holenderska prokuratura ogłosiła, iż zamierza ścigać Nederlandse Aardolie Maatschappij (NAM) – jedną z firm działającą na tamtejszych polach gazowych, z powodu „wtłaczania strumieni odpadów z wydobycia gazu ziemnego do głębokich obszarów pod powierzchnią ziemi bez zezwolenia”. Informację taką przekazała prokuratura w komunikacie prasowym.

 

O co chodzi

Firmy wydobywają gaz z rejonu Groningen.  W ten sposób oprócz ogromnych napięć powodujących trzęsienia ziemi powstają głęboko pod naszymi nogami (o ile miekszamy w tym regionie), puste przestrzenie, w których wcześniej znajdował się gaz. To właśnie do nich NAM wpompowywał odpady uzyskane przy wydobyciu gazu ziemnego z dna Morza Północnego wraz z innymi odpadami, by zapełnić te puste komory. Działanie to z jednej strony było legalne, ponieważ owe puste komory należało czymś wypełnić, ale…

 

Śledztwo

Prowadzone przez prokuraturę śledztwo wykazało, że NAM w swoich działaniach nie przestrzegał przepisów dotyczących unieszkodliwiania odpadów, a zatem działał z naruszeniem udzielonych zezwoleń. Mówiąc prościej, zamiast utylizować odpady, po prostu wpompowywali je pod ziemię.

 

Niebezpieczeństwo?

Na chwilę obecną śledztwo wskazuje tylko na owo naruszenie zezwoleń. Nie ma przesłanek, by taki sposób odprowadzenia pod ziemię odpadów mógł stanowić zagrożenie dla ludzi lub środowiska naturalnego. Nie wiadomo też, czy działania te mogą wpływać na częstotliwość i siłę trzęsień ziemi nawiedzających ten region. Trzeba to jednak dokładnie sprawdzić. Prokuratorzy to bowiem nie geologowie, a na ekspertyzę tych drugich należy jeszcze trochę poczekać.

 

Znikające ścieki

Jak jednak doszło do tego, iż prokuratura wpadła na trop nadużyć? Do portu w Delfzijl przybywały ładunki ze ściekami z wydobycia ropy, które później trafiały na ciężarówki i jechały w podróż. Gdzie? To właśnie wzbudziło zainteresowanie śledczych, którzy dokonali nalotu na biuro NAM zabezpieczając całą dokumentację. Dzięki temu stało się jasne, iż odpady trafiają pod ziemię i to w takiej formie, o której nie było mowy w umowach.

 

Źródło:  Ad.nl