Zdemontował tablice i uciekł

Wczoraj informowaliśmy Państwa o kierowcy samochodu na polskich tablicach rejestracyjnych, który po uderzeniu w drzewo starał się schować w jednym z okolicznych domów. Najnowsze informacje z Holandii wskazują, iż w jego ślady poszedł w sobotnią noc jeden z rodzimych mieszkańców Królestwa Niderlandów.

W sobotę, o godzinie 2:15 w nocy, wracający najprawdopodobniej z imprezy przechodnie zobaczyli coś bardzo niepokojącego. Przy drodze Edeseweg, w Wekerom w rejonie Gelderland leżał przewrócony na bok samochód osobowy. Znalazcy maszyny natychmiast zadzwonili na numer alarmowy 112 i podbiegli do pojazdu, by pomóc ofiarom wypadku. Szybko okazało się jednak, iż w samochodzie nikogo nie ma. Rozpoczęły się więc poszukiwania w okolicy miejsca wypadku. Istniało bowiem uzasadnione podejrzenie, iż ofiary były w stanie opuścić maszynę, ale np. z powodu odniesionych ran stracili przytomność gdzieś kilkadziesiąt metrów dalej. W poszukiwaniach tych pomagali również strażacy, którzy w zaledwie kilka minut od telefonu dotarli na miejsce. Prowadzone działania nie przyniosły jednak żadnych rezultatów. Przybyła na miejsce zdarzenia policja spostrzegła jednak coś ciekawego. Okazało się bowiem, iż leżący na boku samochód osobowy nie miał tablic rejestracyjnych.

 

Oprócz „drogówki” na miejscu wkrótce zjawił się zespół dochodzeniowy do spraw wypadków drogowych. Jego inspektorzy badając ślady na miejscu incydentu, odtworzyli przybliżone ostatnie chwile jazdy auta. Kierowca, z nieznanych jeszcze przyczyn, stracił kontrolę nad samochodem. To spowodowało, iż pojazd uderzył w słup i dwa drzewa. Na szczęście dla kierowcy auto nie „owinęło się” wokół jednego z nich, a odbiło i wylądowało, leżąc na boku, po drogiej stronie drogi, opierając się przy tym na kolejnym drzewie. Pomimo tak dynamicznego i wydawać by się mogło śmiertelnego wypadku, kierowcy jak i najprawdopodobniej jego współpasażerom nic się nie stało. W środku nie znaleziono żadnych śladów krwi świadczących np. o ciężkich ranach. Sama przestrzeń pasażerska również nie nosiła znaków poważnych uszkodzeń.

 

Ucieczka

Wszystko wskazywało więc na dość kuriozalną sytuację. Kierowca po wypadku musiał opuścić pojazd o własnych siłach, zdemontować tablice i oddalić się z miejsca incydentu. Pozostało jednak pytanie, dlaczego tak zrobił?

Odpowiedź na nie pojawiła się jednak dość szybko. Prowadzący zapomniał bowiem, że oprócz numerów rejestracyjnych w bazie danych znajdują się również numery VIN.

 

Na podwójnym gazie

Jeszcze tej samej nocy patrol zapukał do drzwi właściciela pojazdu. Mężczyzna został zabrany na pobliski komisariat policji w celu złożenia zeznań. Wcześniej jednak przybyli razem z funkcjonariuszami medycy sprawdzili stan zdrowia kierowcy. Istniało bowiem niebezpieczeństwo, iż mógł on doznać np. krwotoku wewnętrznego lub wstrząśnienia mózgu, które to objawiają się dopiero po pewnym czasie. Gdy okazało się, że mężczyźnie nic nie dolega, został zabrany na komendę. Ratownicy medyczni zajęli się sprawdzeniem znajdujących się w domu pasażerów feralnej przejażdżki. Im również dopisało szczęście. Nikomu nic się nie stało.

Najnowsze informacje z Holandii mówią o tym, że całe to dziwne działanie kierowcy było efektem logiki zaprawionej dużą dawką alkoholu, stanowczo zbyt dużą jak na prowadzenie pojazdu. Kierowca liczył więc, że zanim policja zapuka do jego drzwi, on zdąży już wytrzeźwieć. Tak się jednak nie stało. Teraz pijanemu kierowcy grozi nie tylko utrata prawa jazdy, ale również sankcje związane z ucieczką z miejsca wypadku, oraz pozostawieniem nieoświetlonego, niezabezpieczonego wraku na drodze. Ten zaś mógł się stać przyczyną kolejnej tragedii, gdyby ktoś w nocy na niego najechał.

 

Chcesz poznać najnowsze informacje z Holandii? Odwiedź naszą stronę główną.