Zarażone, tropikalne kleszcze już w Holandii

O kleszczach z rodziny Hyalomma pisaliśmy już miesiąc temu na łamach naszej strony. Wtedy informowaliśmy, iż owady te nie tylko przetrwały zimę, ale również rozmnożyły się w niemieckich stajniach przy Holenderskiej granicy. Kleszcze te niestety nie znają granic i ostatnie doniesienia wskazują, iż są już w Holandii. Co gorsza, wiele z nich jest nosicielami groźnej dla człowieka choroby.

Hyalomma, zwany potocznie kleszczem tropikalnym, jest o wiele większym kuzynem pajęczaka występującego na naszym obszarze. Niestety z racji na stałe ocieplenie klimatu, a co za tym idzie coraz łagodniejsze zimy, insekty te, przynoszone na skrzydłach ptaków migrujących, coraz lepiej radzą sobie w Holandii. Osobniki te nie tylko potrafią przeżyć zimę, ale również się rozmnażać w naszym klimacie, co powoduje, że potomstwo każdej samicy może być liczone w tysiącach.

Tropikalne kleszcze już w Holandii. Niektóre z nich są groźnymi nosicielami bakterii rickettsia aeschlimannii.

Gigantyczne osobniki


Kleszcze tropikalne to poniekąd „kleszcze na sterydach”. Brzmi to może zabawnie, ale owady te są dużo większe i bardziej agresywne od europejskich odpowiedników. W poszukiwaniu nosiciela pomagają im również czulsze, niż w przypadku kleszczy europejskich, zmysły. Potrafią one namierzyć ofiarę z większej, prawie 100-metrowej odległości i podążać za nią. To zaś oznacza, iż jeśli np. nie zamkniemy namiotu na noc, rano możemy obudzić się z nową „brodawką”.

„Brodawka” ta jest bardzo niebezpieczna dla naszego zdrowia i życia. Owady te, oprócz standardowego koktajlu chorób, takich jak borelioza czy kleszczowe zapalenie opon mózgowych, mogę przenosić również inne choroby. Wśród nich najgroźniejszy jest wirus krymsko-kongijskiej gorączki krwotocznej, której  śmiertelność może dochodzić nawet do 50%. Co ważne zarażony nią człowiek sam może stać się nosicielem. Bakterię można przekazać innym poprzez np. płyny ustrojowe czy kontakt z krwią chorego.

Złe wieści

Ostatnio świadkowie informowali, iż zostali oni ukąszeni przez „dziwnie duże” kleszcze w Odoorn, w Drenthe. Przybyła na miejsce ekipa weterynaryjna potwierdziła, iż owady te to kleszcze tropikalne. Co gorsza, gdy zebrane egzemplarze przewieziono na badania, wyszło na jaw, iż wiele z nich jest zakażonych. Na szczęście dla pogryzionych nie była to gorączka krwotoczna, a bakteria rickettsia aeschlimannii. Patogen ten nie jest śmiertelny, ale może wywoływać u chorych wysoką gorączkę, bóle głowy, mięśni i charakterystyczną czerwoną wysypkę na ludzkiej skórze. Choroba ta zwana gorączką plamistą, na szczęście łatwo poddaje się  leczeniu antybiotykami i pacjent szybko wraca do pełni zdrowia.