Wyszedł po pomidory i nie wrócił do tej pory…

"Pracując dla samych dóbr materialnych budujemy sobie więzienie. Zamykamy się samotni ze złotem rozsypującym się w palcach, które nie daje nam nic, dla czego warto byłoby żyć" - Antoine de Saint-Exupéry


Adam Z. to przystojny 35 letni  mężczyzna odbywający aktualnie jedenastoletni wyrok  w PI Marwei w Leeuwarden.

- Opowiedz o sobie.

- Pochodzę z Polski południowo-wschodniej, mam 2 braci i jedną siostrę. W szkole średniej byłem prymusem, świadectwa z czerwonym paskiem, matura na 5. Później studia na wymarzonym kierunku, stypendium naukowe… bajkowo… W wakacje w ramach programów unijnych wyjeżdżałem na 2-3 miesiące za granicę, aby poznać kulturę, zaznajomić się z językiem, trochę dorobić. 

- Jak znalazłeś się w Holandii?

- Pojechałem na okazję (hahaha), po prostu …chciałem popracować, zarobić na fajne ciuchy… Robotę miałem już nagraną, pracodawca czekał. Wystarczyło załatwić formalności i do pracy. Euro czekało i, jak się później okazało, także cela…

- Adam, powiedz, jak to się stało, że znalazłeś się w więzieniu?

Dosłownie wyszedłem po pomidory

- Dosłownie wyszedłem po pomidory…. 20 maja 2005 roku… To był ostatni dzień mojego normalnego życia. Zostałem zatrzymany przez tzw. Arrestatie Team. Nie miałem pojęcia co to za ludzie, wyglądali jak komandosi. Bardzo się wystraszyłem, myślałem, że to jacyś bandyci, w końcu nic nie zrobiłem. Zostałem skuty i zabrano mnie na komisariat, dokonano identyfikacji i przedstawiono mi zarzuty…szokujące… czynny udział w przestępczej grupie zbrojnej. Napady, handel narkotykami, wymuszenia, haracze i porwania, brakowało jedynie zabójstw….

- Co wtedy czułeś?

- Szok i niedowierzanie, chciałem zadzwonić do żony, nie wiedziałem, co się dzieje. To było straszne, czułem się bezsilny, nikt nie chciał ze mną rozmawiać.

- Jak to, nikt nie chciał?

- No, nie chciał… Prokurator powiedział, że wie wszystko, ma zeznania świadków. Wsadzi mnie na 25 lat i wyjdę przed pięćdziesiątką…

- A adwokat?

- Hmmm, adwokat….ten baran z urzędu? Przyszedł i powiedział, że mam współpracować z policją, to zaraz mnie wypuszczą… Mijały dni…Po trzech przeniesiono mnie do aresztu śledczego (huis van bevaring) na kolejne czternaście dni. Sąd uznał, że jestem niebezpieczny i trzeba mnie izolować od „normalnych” ludzi. Adwokat już się więcej nie pojawił, pewnie skasował swoją dolę i poszedł w chu.... Przez prawie 2 tygodnie nie miałem kontaktu ze światem zewnętrznym, bo byłem na „beperkingen”, po naszemu ograniczenia, to taka czerwona kartka na drzwiach celi… Ta kartka określa, co możesz a czego nie… Ja nie mogłem nic… Nie mialem nawet TV.

- I co się stało później??

- Hmmm, później… później… w dniu rozprawy „wycieczka” do sądu, nawet nie pamiętam, gdzie to było. Czekał tam na mnie mój nowy adwokat, był nawet tłumaczka, która dukała coś po polsku. Przetłumaczyła mi zarzuty… Roześmiałem się, byłem pewien, że to jakiś ponury żart… Prorok (prokurator) pomachał jakimiś kartkami i dostałem 3 miesiące aresztu… nawet nie musiałem niczego mowić.

Podczas rozprawy głównej prorok zażądał 21 lat więzienia

Zaczynał się ostatni rok studiów, żona spodziewała się dziecka, odchodziła od zmysłów, a ja nie mogłem jej nawet poinformować. Adwokat nie pojawiał się przez wiele tygodni, za to moja cela powoli wypełniała się papierzyskami. Z biblioteki dostałem mały słownik i zacząłem „czytać” akta sprawy… Nie było w nich wiele, ale obciążali mnie jacyś Marokańczycy albo Turcy. Podobno byłem mózgiem międzynarodowej grupy przestępczej… a ja nigdy nie jechałem bez ważnego biletu. To było absurdalne. Przez kolejne 2 lata przedłużano mi areszt. Podczas rozprawy głównej prorok zażądał 21 lat więzienia… Zamarłem. Nie było mojej żony, przyjaciół. Nikogo. Bylem sam ze swoim bólem. Po dwóch tygodniach otrzymałem wyrok: 17 lat pozbawienia wolności. Za dobre sprawowanie wyjdę po 136 miesiącach w innej rzeczywistości.

- 17 lat wiezienia???

- Nie, nie, nikogo nie zabiłem, chociaż po tym, co przeżyłem, przyznałbym się do wszystkiego. Najgorsza to niepewność i strach - nie wiesz, co cię czeka. Skazano mnie za kierowanie grupą zbrojną… Prawdziwy mózg pewnie siedzi na Karaibach, członkowie gangu solidarnie mnie obciążyli i dostali po 5 lat… i podobno po 250 tys. €. Byłem sam przeciwko dziesięciu. Adwokat zlożył apelację i część zarzutów udało się obalić… Z 17 lat zostalo 11… Zmarnowane najlepsze lata życia… ku.....a.

- Co zamierzasz zrobić?

- Hahaha, skończę malować więzienie i deportują mnie do Polski.

- Jak to? Nie rozumiem?

- Z ASP (Akademii Sztuk Pieknych)  pozostało mi zamiłowanie do sztuki, malarstwa… Maluję wiezienie :). To lepsza praca niż zwijanie zielonych dywanów. Maluję więzienie od środka, wszystkie ściany, cele. Fajna praca, można zarobić.

zarabiałem 84 centy na godzinę

- Ile zarabia się w więzieniu?

- Hmmm… nie za wiele… 84 centy na godzinę, ja mogę pracować 8h - wtedy dniówka to 6,72 € a tygodniówka 33 €. Z automatu odejmują 3 € za TV i zostaje 30 € na tydzień.

- Czyli resocjalizacja przez pracę?

- Tak, coś w tym stylu. Praca w więzieniu to przywilej. Zawsze jest kasa na kartę telefoniczną, papierosy czy lepsze jedzenie. Mamy tu kuchnię, można coś ugotować. Ostatnio zwolnili strażnika bo kradł naszą kiełbasę, jajka  i jabłka.

- Za kilka miesięcy wychodzisz, jakie masz plany?

- Tak, wiem, czekam na ten dzień. Wrócę do Polski, poznam syna. W więzieniu zostałem mistrzem origami, umiem z papieru zrobić wszystko. Mam trochę pieniędzy na początek, a później się zobaczy. Wciąż walczę o uniewinnienie, dlatego złożyłem skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu. Pojawiły się nowe dowody w sprawie. Nie chcę, aby ludzie mnie źle oceniali, chcę mieć szansę powrotu do społeczeństwa. Chciałbym poznać kobietę, na nowo odkryć miłość.

Z Adamem rozmawiał Tadeusz Rabiej