Biurokracja opóźnia wypłatę świadczeń ofiarom Belastingdienst
Wracamy do afery zasiłkowej Belastingdienst, w której setki rodzin zostało potraktowanych jako oszuści i urząd nie tylko odebrał im świadczenia, ale również nakazał zwrot wcześniej wypłaconych sum. Gdy sprawa wyszła na jaw, wszyscy zarówno Belasting jak i politycy obiecali pomóc ofiarom. Pomoc ta jednak doprowadziła do paraliżu i sytuacji, w której poszkodowani zbyt szybko nie zobaczą swoich pieniędzy.
Wiele rodzin będących ofiarami afery zasiłkowej znajduje się niejako w zawieszeniu między organami powołanymi do pomocy poszkodowanym przez Belastingdienst. Biurokracja wzięła górę i poszkodowani znaleźli się w prawnym pacie pomiędzy Organizacją Wdrażającą do Odzyskiwania Zasiłków (UHT) i Komisją ds. Rzeczywistych Szkodliwości (CWS). Ludzie bowiem, po wstępnej weryfikacji przez UHT zgłaszają się do CWS. Komisja jednak nie jest w stanie przeprocesować tak dużej ilości wnioskodawców, przez co kolejka się wydłuża, a ofiary, zamiast cieszyć się pomocą, narażone są na kolejne problemy.
Pół roku
Rząd obiecywał, iż poszkodowani w aferze zasiłkowej otrzymają należne im pieniądze bezzwłocznie. Okazuje się jednak, iż co najmniej trzystu rodziców zgłosiło się do CWS, gdzie czas oczekiwania na rozpatrzenie ich sprawy wydłużył się do pół roku i nie jest to wcale termin ostateczny. Może być jeszcze gorzej.
Góra rośnie
W dłuższej perspektywie czasu może okazać się, iż owe pół roku będzie i tak szybkim terminem. Wszystko dlatego, że UHT zaklasyfikowało w sumie 45 000 osób jako ofiary organów podatkowych. Wszyscy oni mogą więc złożyć wniosek do CWS. W efekcie liczba nowych zgłoszeń zaczyna przewyższać ilość rozpatrzonych wniosków, przez co „góra" podań systematycznie rośnie.
Poważny problem
Cała sytuacja może z pozoru wydawać się błaha. Rodzice po prostu poczekają ten miesiąc, dwa, trzy dłużej, ale i tak dostaną należące się im pieniądze z odsetkami za okres zwłoki. W praktyce jednak ten poślizg urzędników to być albo nie być dla wielu poszkodowanych. Niektórzy z nich bowiem nadal boryka się ze spłatami wysokiego zadłużenia po tym jak musieli zaciągnąć ogromne pożyczki, by spłacić fikcyjny dług w Belastingdienst. W efekcie są rodziny, którym dosłownie kończy się czas, a wizja eksmisji staje się coraz wyraźniejsza. Okazuje się bowiem, iż nie wszędzie gminy wzięły na siebie koszty kredytów, jakie musiały zaciągnąć ofiary. Również dla wielu kredytodawców afera Belastingdienst nie była powodem, by np. zamrozić pożyczkobiorcom spłatę rat. Problem ten zaś w ostatnim roku jeszcze bardziej pogłębił się z racji kryzysu ekonomicznego, podczas którego członkowie niektórych gospodarstw domowych stracili pracę.
Można więc powiedzieć, iż urzędnicy chcieli dobrze, ale wyszło jak zawsze.