Wypadek Polaka a zmiany w holenderskim ruchu drogowym
Każdy wypadek, każda śmierć jest tragiczna i bolesna. Być może jednak śmierć 22-letniej mieszkanki Tilburgu i 26-letniego Polaka nie pójdzie na marne i ich ofiara pozwoli uratować życie innych użytkowników niderlandzkich dróg.
19 listopada 2017 roku doszło do tragicznego wypadku na wyjeździe z tunelu Roertunnel w Roermond. Nasz rodak, z nieznanych przyczyn wjechał pod prąd na A73 i zderzył się z samochodem młodej Holenderki. Oboje kierowcy nie mieli najmniejszych szans przeżyć.
Tuż przed tragedią
Polak nie zjawił się na drodze znikąd „Kierowcę widmo”, bo tak nazywa się takich ludzi w Niderlandach, zauważyli inni użytkownicy ruchu. Policyjna dyspozytornia otrzymała kilka informacji od przerażonych zmotoryzowanych, którym udało się minąć auto Polaka. Funkcjonariusze, słysząc o całej sprawie rozpoczęli kontaktowanie się z zarządcą tunelu Roertunnel. Wysłano im raport, iż przejazd należy zamknąć i zatrzymać ruch przed wjazdem do tej konstrukcji. Niestety było już za późno. Zanim obsługa tunelu zdążyła podjąć działania, doszło do tragedii.
Brak winnego za wypadek
Po wypadku ruszyły dwa śledztwa. Pierwsze miało wskazać, kto był winny wypadku. Tutaj nie było praktycznie wątpliwości. To Polak jechał pod prąd. Z ciała ofiary pobrano krew i mocz, by sprawdzić, czy osoba za kierownicą nie była pod wpływem narkotyków lub alkoholu. Z racji jednak tego, iż sprawca zmarł, śledztwo przerwano, a próbki zniszczono. Nie było bowiem już kogo pociągnąć do odpowiedzialności karnej. Badanie sprawy więc, zdaniem policji i prokuratury, było bezcelowe.
Drugie dochodzenie dotyczyło procedur związanych z działaniami policji i zarządcy tunelu. Tutaj badania wykazały wiele nieprawidłowości. Okazało się, iż system wykrywania kierowców widm jest nieodpowiedni i jak pokazała praktyka, nie wykrywa wszystkich zagrożeń. Ponadto sama procedura zamykania tunelu jest zbyt uciążliwa i czasochłonna, co w tej sytuacji po części doprowadziło do wypadku.
Powyższa opinia biegłych nie oznacza jednak, iż ktoś zawinił. Wszystko odbywało się bowiem zgodnie z procedurami i wszyscy wykonywali swoje obowiązki sumiennie, bez zarzutu. Winne są więc same procedury.
Wnioski na przyszłość
Wypadek odcisnął tak duże piętno w opinii publicznej, iż na wniosek ministra odpowiedzialnego za transport Holenderska Rada Bezpieczeństwa miała przeprowadzić śledztwo i wskazać co poprawić na przyszłość, by podobne zdarzenia nie miały miejsca.
Pierwszym z postulatów jest kończenie śledztwa, nawet jeśli podejrzany nie żyje. To czy kierujący był pod wpływem środków odurzających, pozwoliłoby odpowiedzieć również na wiele pytań. Czy mężczyzna zrobił to celowo, czy nie zorientował się, że jedzie pod prąd (np. z powodu niewidocznego oznakowania), czy będąc mocno wypitym, nie zwracał uwagi, dokąd jedzie. Zakończenie śledztwa i ukazanie winnego jest często ważne dla pogrążonej w smutku rodziny.
Rada Bezpieczeństwa wskazuje, iż wcześniejsze dochodzenie w sprawie wypadku było prowadzone zbyt wąsko. Badając takie sprawy, należy patrzeć na nie szerzej. Wychodzić poza tunel. Powinno dotyczyć nie samego miejsca wypadku, ale całej infrastruktury drogowej w tym rejonie. Być może bowiem wypadek miał miejsce na skutek błędów w oznakowaniu, jego nielogiczności lub np. robót drogowych w rejonie zjazdu, czy dwóch dróg zbyt blisko siebie, co było błędem projektowym.
Z powyższego punktu wynika również kolejny. Zarząd dróg powinien stworzyć ogólnokrajową mapę tego typu zagrożeń, czarnych punktów i szczególnie dobrze im się przyjrzeć. Być może tamte drogi wymagają przeprojektowania. Dotyczy to zwłaszcza miejsc, gdzie drogi krajowe łączą się wojewódzkimi.
System zaś wykrywający jadących pod prąd kierowców powinien być dużo skuteczniejszy i wyłapywać każdego. Tak, by kierowcy nie musieli dzwonić pod 112, bo to wydłuża czas reakcji i zwiększa szansę na kolizje.