Staranowany radiowóz, strzały i gaz łzawiący

W nocy z czwartku na piątek policja z Amsterdamu zmierzyła się z wyjątkowo niebezpieczną sytuacją. Ich radiowóz został kilkakrotnie staranowany przez auto dostawcze. Stróże prawa, by powstrzymać jego kierowcę, musieli użyć broni palnej i gazu.

30-letni mężczyzna z Zaanstad trzykrotnie staranował policyjny radiowóz, w którym znajdowało się dwóch oficerów. Do zdarzenia doszło na Muntplein w Amsterdamie około godziny 4:45. Po tym incydencie kierowca czerwono-żółtej furgonetki próbował odjechać z miejsca incydentu. Wtedy jednak na Muntplein dotarł już patrol policji na jednośladach, przybyły na pomoc swoim kolegom. Funkcjonariuszom również jednak nie udało się zatrzymać dostawczego auta. Maszyna uderzyła w motocykle. Na szczęście ich kierowcy zdołali wcześniej zsiąść z nich, ustawiając prowizoryczną blokadę.

Gaz i strzały

Van uciekał więc dalej. Gdy wjechał na Vijzelstraat, oficerowie nie widząc innego wyjścia oddali strzały ostrzegawcze. One jednak również nie zatrzymały kierowcy. Sprawa zaczęła się dodatkowo komplikować, gdy okazało się, iż z nieznanych dotąd przyczyn "dostawczak" zaczął się palić. W zaistniałej sytuacji stróże prawa, bojąc się o życie kierowcy i osób postronnych postanowili działać niekonwencjonalnie. Oficerowie wykorzystali gaz łzawiący, który udało im się wpuścić do szoferki maszyny. Dopiero w ten sposób unieszkodliwionego kierowcę udało się wyciągnąć z pojazdu i skuć.

Ranni oficerowie, zniszczony radiowóz

Dwójka policjantów znajdujących się w staranowanym samochodzie odniosła lekkie obrażenia. Skończyło się na zadrapaniach i małych siniakach. Całe zdarzenie, jak wskazuje rzecznik stołecznej policji, odcisnęło dużo większe piętno w ich psychice. Oficerowie byli w szoku, gdy po pierwszym uderzeniu mężczyzna wycofał i zrobił to ponownie. Patrol bał się o swoje życie. Radiowóz jest zaś do generalnego remontu.

Pojazd zatrzymanego 30-latka nosił oznaczenia firmy szklarskiej. Pytany o całą sprawę właściciel biznesu wskazuje jednak, iż maszyna ta została już jakiś czas temu sprzedana i nie wie, kto z niej obecnie korzysta.

Sprawca całego zamieszania pozostaje w areszcie, czeka go seria przesłuchań. Motyw staranowania  nie jest więc jeszcze znany. Mężczyźnie grozi nawet bezwarunkowe więzienie. Prokuratura nie mówi jeszcze o zarzutach, niemniej jednak podobne incydenty były już w przeszłości traktowane nie tylko jako atak na funkcjonariuszy, ale nawet usiłowanie zabójstwa.