Spookrijder zabójca na A12
19-latek właśnie stawiał swoje pierwsze kroki w dorosłość. 29 maja 2020 roku jechał w nocy autostradą A12. Wracał wraz ze swoim kolegą z pracy, w Vianen. Jechali spokojnie, zgodnie z przepisami. W pewnym momencie zobaczyli światło, a potem nastała ciemność. W ich pojazd, o 4:30, wbija się z prędkością 176 kilometrów na godzinę samochód, prowadzony przez mężczyznę jadącego pod prąd.
19-letek somalijskiego pochodzenia ginie od razu. Jego przyjaciel prowadzący pojazd jest poważnie ranny i walczy o życie. Wkrótce na autostradzie roi się od niebieskich świateł policji, straży pożarnej i pogotowia. Ci ostatni wyciągają z wraku drugiego pojazdu 30-letniego kierowcę maszyny jadącej pod prąd. Odniósł on poważne obrażenie, ale, przeżył. W trybie pilnym służby medyczne zabierają go do UMC w Utrechcie.
Proces
Rok po tych wydarzeniach 30-latek staje przed sądem, który nazywa go kierowcą widmo. Zjawą, która pędzi po autostradzie pod prąd i jak złe duchy niesie strach, ból i nieszczęście. Prokuratura za to co zrobił, chce, by sąd skazał go na 7 lat pozbawienia wolności i 20-letni zakaz prowadzenia pojazdów. To jednak nie wszystko. Oskarżyciel chce, by za to co się stało odwiesić wszystkie inne ciążące na 30-latku zarzuty. Do nich należy 8 tygodni więzienia w zawieszeniu za złamanie wcześniej nałożonego zakazu prowadzenia pojazdów.
Usiłowanie zabójstwa
Oprócz tego w stosunku do mężczyzny rozpoczęło się postępowania w sprawie usiłowania zabójstwa. Nie chodzi tu jednak o dwóch nastolatków w dosłownie zdmuchniętym przez szalonego kierowcę samochodzie, a o radiowóz, który spotkał podczas swojej jazdy kilka kilometrów wcześniej. Policjanci dawali mu sygnał do zatrzymania się. Podejrzany jednak całkowicie go zignorował i prowadząc pod prąd, sprawił, iż by uniknąć wypadku patrol musiał salwować się ucieczką na pas awaryjny.
Kierowca nie tylko zignorował patrol. Miał również za nic dziesiątki innych kierowców, którzy mrugali światłami i trąbiliby aby nakłonić mężczyznę do zatrzymania. Ten jednak nie zwalniał. Przejechał pod prąd 44 kilometry, minął kilka zjazdów i parkingów, na które mógł uciec. W końcu swoją podróż skończył zabijając 19-latka.
Pod wpływem
Proces wykazał, iż podejrzany był pod wpływem narkotyków. Miał on przed wejściem do pojazdu wypalić jointa, zażyć dwie tabletki uspakajające i jakąś nieznaną pigułkę odkupioną od narkomana na ulicy. W efekcie prokurator wskazuje, że oskarżony prowadził pojazd pod wpływem substancji odurzających, godząc się na sytuację, jaką może spowodować.
Zakaz
Całej sytuacji dopełnia fakt, iż 30-latek miał już nałożony zakaz prowadzenia pojazdów. Jakiś czas wcześniej za przewinienia drogowe stracił prawo jazdy i samochód. To jednak go nie powstrzymało. Dzień wcześniej kupił Volvo i to tym właśnie samochodem, po kilkunastu godzinach, wjechał pod prąd na autostradę. Wszystko to, zdaniem prokuratury, pozwala patrzeć na człowieka nie jak na osobę, która popełniła błąd i doprowadziła do wypadku, ale jako zwykłego, pospolitego zabójcę.
To przez stres
Mężczyzna broni się, iż nie jest zabójcą, iż zagubił się w tym co robi, że to wszystko, co się stało, to efekt stresu. Uważa, iż zjechałby wcześniej, ale mógł stracić przytomność z racji na koktajl środków odurzających, jakie zażył. Jest mu przykro z tego co się stało. Podobnie myśli również obrońca, który chce, by sąd wydał wyrok w zawieszeniu. Jak jednak do sprawy podejdzie sąd? Przekonamy się za trzy tygodnie.