Słabe alibi Polaka, czyli nieistniejący dworzec
Nasz rodak stanął przed sądem. 30-letni Krzysztof G. został aresztowany w lutym, w Losser. Mężczyzna miał przy sobie skradziony komputer rowerowy. Jaka była linia obrony naszego rodaka? Mężczyzna wskazywał, iż do Losser przybył pociągiem i ze znajomą poszedł na zakupy. Upierał się przy tym w lutym i upierał się kilka dni temu podczas rozprawy. Jest tylko jeden problem. W Losser nie ma stacji kolejowej. Było więc to niemożliwe.
Podejrzany
Polak, mieszkaniec Rotterdamu, szedł 3 lutego przez centrum Losser rozmawiając przez telefon. Podczas tej rozmowy jego uwaga skupiona była na jednośladach stojących przed sklepami. Prawdopodobnie również, mężczyzna rozmawiał z ludźmi jadącymi nieco za nim samochodem na polskich tablicach rejestracyjnych. Wszystko to było zbyt podejrzane dla lokalnej społeczności, dlatego niektórzy zaczęli obserwować naszego rodaka. Gdy mężczyzna zaczął coś robić przy rowerach pary, która akurat była w sklepie, mieszkańcy zdecydowali się podjąć działania. Ktoś głośno krzyknął w stronę Polaka. Mężczyzna zaczął wtedy uciekać.
W rękach policji
Ucieczka ta nie trwała jednak długo. Wieść o podejrzanym rozeszła się po ulicy lotem błyskawicy. W efekcie trochę dalej uciekinier został złapany przez jednego ze sklepikarzy, który przekazał go następnie w ręce policji. Oficerowie podczas przeszukania mężczyzny odnaleźli skradziony komputer rowerowy. Polak tłumaczył się, iż pożyczył go od znajomego. Co robił zaś w Losser? Jak zeznał przybysz znad Wisły, tego dnia został odebrany przez lokalną mieszkankę, która zabrała go z dworca i oboje poszli do centrum na zakupy spożywcze.
Stacja
Policjanci nie uwierzyli. Również sąd, rozpatrujący sprawę mężczyzny w tym tygodniu, nie dał mu wiary. Zdaniem wymiaru sprawiedliwości nie ma wątpliwości, że komputer został skradziony przez G. Licznik rozpoznał bowiem właściciel jednośladu, który zgłosił kradzież. Poza tym jego historia o przyjeździe do Losser i zakupach to również stek bzdur. W mieście nie ma przecież stacji kolejowej.
Wyrok
Krzysztof G. jest znany holenderskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Jego teczka rozrosła się już do dość pokaźnych rozmiarów. Dlatego też sąd nie był łaskawy dla Polaka. Skazał go nie na prace społeczne, a na karę więzienia. Mężczyzna usłyszał wyrok sześciu tygodni pozbawienia wolności, z czego cztery warunkowo mu zawieszono. 30-latek przesiedzi w celi jednak trzy tygodnie. Wszystko dlatego, iż incydent z licznikiem rowerowym sprawił, iż musi odsiedzieć jeszcze tydzień więzienia w zawieszeniu, na który był skazany już wcześniej za inne przestępstwa.
Źródło: AD.nl