Kiepski żart, czyli kara za przyjęcie Ukraińców

Kiepski żart, czyli kara za przyjęcie Ukraińców

Gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie tysiące kobiet, dzieci oraz seniorów opuściło swój kraj. Wiele z nich znalazło dom u rodzin w Polsce. Nasi rodacy oddawali im pokoje, pustostany, piętra w swoich własnych domach, by uchodźcy mogli tam zamieszkać.  Podobnie zrobiło też wielu Holendrów, ba zachęcały ich nawet do tego gminy. Wszystko, by pomóc potrzebującym. Teraz jednak gminy reperują sobie budżety kosztem tych, którzy przyjęli uciekinierów pod swój dach nakładając kary. 

Jak wskazuje jeden z mieszkańców, który przyjął Ukraińską rodzinę, Dick Woudenberg nic nie rozumie z tego działania władz. Najpierw gmina sama zachęcała ich do prywatnego przyjmowania uchodźców z Ukrainy. Teraz zaś samorządowcy nakładają kary na tych, którzy owych przybyszy przyjęli. Holender ma więc dość i zdecydował się iść do sądu, by tę sprawę wyjaśnić. Mężczyzna występuje nie tylko w swoim imieniu, ale też innych rodzin, które przyjęły Ukraińców z dobroci serca.

 

Holender wraz ze swoją żoną mieszka na Van Kluijvelaan w Nijkerk. Oprócz nich na ostatnim piętrze, poddaszu mieszkała (niedawno wrócili do siebie) również ukraińska rodzina. W pewnym momencie, gdy Ukraińcy byli jeszcze u niego, gospodarz dostał pismo od gminy. Ta groziła (i dalej grozi) mu grzywną w wysokości 10 000 euro, jeśli nie usunie on z piętra, na którym mieszkają uciekinierzy, aneksu kuchennego i łazienki. Czemu? Dla samorządowców łazienka i aneks tworzą z piętra dodatkowe mieszkanie, co jest niezgodne z planem zagospodarowania przestrzennego budynku i okolicy.

 

Nonsens

Jak wskazuje gospodarz łazienka u góry była od zawsze. Aneks kuchenny powstał zaś dla uciekinierów z Ukrainy, by mieli własną kuchnię. Zresztą na poddaszu mają tylko mały kąt dla siebie. Nadal bowiem mieści się tam strych, z którego korzystają gospodarze. Ponadto nie ma mowy o osobnym gospodarstwie domowym, gdy do całego budynku jest tylko jedno wejście.

 

Uprzejmie donoszę

Gdy wybuchła wojna na poddaszu zamieszkała para seniorów z Ukrainy. Ludzie mieszkali z Holendrami i byli w dobrej komitywie, nic nie zapowiadało kłopotów. W listopadzie odwiedził ich jednak urzędnik miejski, który wskazał, iż dostał „wiadomość z sąsiedztwa”, iż w domu mieszkają osoby trzecie. Przeprowadzono więc kontrolę, w której stwierdzono, iż aneks kuchenny jest tam niezgodnie z przepisami. W efekcie doszło do groźby nałożenia kary, jeśli mężczyzna nie usunie kuchni.

 

Przepis nad człowiekiem

Jak wskazuje dziennikarzom AD gospodarz, coś w jego gminie jest nie tak: „Co my do cholery robimy? Nałożyć karę w wysokości 10 000 euro, ponieważ staramy się czynić dobro” – mówi reporterom, nie przebierając w słowach.
Gmina pytana o tę sytuację zasłania się jednak przepisami. Wskazując, iż nie chodzi o Ukraińców a o aneks. Radni cieszą się, że gospodarz był dobry, przyjął uchodźców i zapewnił im godziwe warunki życia, ale za te warunki teraz czeka go sroga kara i jest to jego problem nie ich. Złamał bowiem przepisy.

 

Rada miejska

Holender napisał więc list do rady miejskiej, która sama apelowała o przyjmowanie Ukraińców i która wydała 4 miliony euro na punkt recepcyjny dla uchodźców. Gospodarz chciał wiedzieć, czy urzędnicy po prostu się nie pogubili. Odzewu jednak brak.
W efekcie, jak mówi gospodarz, zamierza on oddać sprawę do sądu. Wskazuje bowiem iż działania gminy to swoista pułapka. Najpierw proszą ludzi o pomoc, a później krają ich za to, iż tej pomocy udzielili. Holender pomija już kwestię samego donosu, ale nie rozumie, czemu w takiej sytuacji prawo stoi ponad człowiekiem.
Mężczyzna daje więc czas władzom lokalnym do lipca. Jeśli nie zmienią oni swojej decyzji, pójdzie ze sprawą do sądu. Uważa bowiem, iż prawo w tej sytuacji jest po jego stronie i można tu mówić o wyższej konieczności.

 

 

Źródło:  AD.nl