Protesty w Amsterdamie, nie sprawdził się czarny scenariusz

Demonstracje antyrasistowskie, które przetoczyły się przez Holandię, napawały zachwytem aktywistów i socjologów. Mało kto wierzył bowiem, iż w mieszkańcach Niderlandów jest aż tak duży zapał prospołeczny, który może wybuchnąć z ogromną siłą z racji jednego wydarzenia. To, co jednak cieszyło społeczników, powodowało panikę u epidemiologów. Wielu obawiało się, że po protestach nastąpi nowa fala zachorowań. Na szczęście jednak ten czarny scenariusz się nie ziścił.

Brak poszanowania obostrzeń.

Epidemiolodzy i część polityków obawiała się, iż wydarzenia mające miejsce na Amsterdam Dam Square i Erasmusbrug w Rotterdamie będą kolejnymi, potężnymi ogniskami epidemii w Holandii. Z tego też względu dzień po protestach na burmistrza stolicy posypały się gromy praktycznie z wszystkich stron. Wszystko za sprawą jego decyzji, a właściwie braku decyzji dotyczącej użycia policji i zakończenia antyrasistowskiej demonstracji. Wszystko dlatego, iż tam, jak i w Rotterdamie zebrał się ogromny tłum, który za nic miał obostrzenia dotyczące półtora metra odstępu między protestującymi. Teoretycznie więc policja i BOA mogłyby nałożyć na każdego z kilku tysięcy protestantów wysoki mandat za nieprzestrzeganie zasad stworzonych przez RIVM.

Kolejna fala zakażeń

Prawo prawem i wpływy do lokalnego budżetu z mandatów to jedno. Jak podkreślały służby GGD i RIVM w tak dużym, ściśniętym tłumie istniało ogromne ryzyko zakażenia COVID-19. Wystarczyłoby, by jeden z uczestników był chory,  a z racji na ciasnotę i to, że ludzie praktycznie się o siebie ocierali, mógł on roznieść patogen na dziesiątki, jeśli nie setki współprotestujących. Ci zanim pojawiłyby się u nich pierwsze, objawy zdążyliby przekazać wirusa swoim domownikom lub współpracownikom. W efekcie dziś Rotterdam i Amsterdam musiałyby ratować setki nowych zakażonych przed skutkami wirusa.

 

Testy i efekty

Na szczęście tak się nie stało. Po protestach, w miastach tych liczba zakażeń była ścisłe monitorowana. Od czasu demonstracji  minęły dwa tygodnie. Skończył się więc okres inkubacji COVID-19. Powinny się pojawić pierwsi chorzy informujący o specyficznych objawach i skarżący się na swoje samopoczucie. Wiele jednak wskazuje, iż do nagłego wzrostu zachorowań nie doszło. Dokładne wyniki analiz mają być znane dopiero pod koniec tygodnia. Niemniej jednak już teraz GGD informuje, iż w pierwszym tygodniu po protestach przebadano w Amsterdamie 4634 osób. U 88 wykryto COVID-19. Spośród tej grupy tylko dwóch przyznało, iż byli uczestnikami demonstracji na Dam Square. Podobna sytuacja miała miejsce w Rotterdamie. Spośród nowych chorych tylko niewielki procent brał udział w proteście. Niemniej jednak w przypadku tego miasta liczba chorych była nieco wyższa niż w tygodniu poprzedzającym demonstracje. Na tę chwilę jednak trudno jednoznacznie ustalić, czy faktycznie protest miał wpływ na liczbę zachorowań.