Poszukiwania zaginionego pilota F15C

Wczoraj w Morzu Północnym rozbił się myśliwiec F15 C Amerykańskich Sił Powietrznych. Służby ratunkowe praktycznie wszystkich krajów graniczących z akwenem, zostały postawione w stan gotowości. Przez cały dzień trwały poszukiwania lotnika.

Amerykański samolot myśliwski F15 z nieznanych dotąd przyczyn rozbił się w Morzu Północnym, w poniedziałkowy poranek. F15C wzbił się w niebo z bazy lotniczej Royal Air Force Lakenheath w północno-wschodniej Anglii. Na pokładzie znajdował się tylko pilot. Wersja ta nieco starsza niż najpopularniejsza E nie jest nie maszyną wielozadaniową, a myśliwcem obrony powietrznej. Z racji specyfiki tychże działań do sprawnej obsługi nie jest potrzebny nawigator - ekspert uzbrojenia.

 

 

Szczątki

Szczątki samolotu z 48. skrzydła myśliwca z RAF Lakenheath w Suffolk, który zniknął z radarów około godziny 9:40, zlokalizowano w poniedziałkowe popołudnie. Nikt na chwilę obecną nie chce mówić, co mogło stać się z maszyną i pilotem. F15 Eagle należy do jednych z najpopularniejszych i najbardziej docenionych maszyn w armii amerykańskiej. Z płatowca tego korzystają również wojska Arabii Saudyjskiej, Japonii i Izraela. Niezależnie od szerokości geograficznej maszyna ta jest bardzo lubiana przez pilotów. Dzieje się tak dlatego, iż konstrukcja ta potrafi znieść bardzo poważne uszkodzenia i zanieść załogę bezpieczne do bazy. Ani jeden F15 nie został strącony w walce powietrznej, a na lotniska wracały maszyny, które dosłownie traciły całe skrzydła.

Ponadto dzięki dwóm potężnym silnikom „piętnastki” potrafią zachować zdolności lotne nawet pomimo uszkodzenia jednego z nich. Wszystko to wskazuje, iż musiało dojść do bardzo poważnej awarii usterzenia lub poważnego błędu pilota. Ten bowiem zgłosił tylko krótki komunikat mayday. To właśnie w rejon wysłania tej informacji udały się służby ratownicze.

 

Poszukiwania

Akcję poszukiwawczą prowadziło brytyjskie i amerykańskie lotnictwo wojskowe oraz jednostki SAR. Możliwe było jednak, iż wraz z rozwojem sytuacji do akcji włączą się holenderscy ratownicy. Pilot, wbrew pozorom, miał bowiem spore szanse na przeżycie. W ekwipunku powinien bowiem znajdować się mały ponton, dzięki któremu może pozostać na powierzchni wody. Dziwi jednak fakt, iż nadajnik ratunkowy z fotela nie podawał pozycji pilota, jak również on sam nie nawiązał kontaktu z bazą (w zestawie ratunkowym znajduje się radiostacja). To zaś mogło sugerować najgorsze. Rozpoczynając poszukiwania wszyscy liczyli jednak, iż oficera uda się go znaleźć całego i zdrowego. W piątkowy wieczór pojawiła się informacja, że udało odnaleźć się lotnika. Pilot niestety nie przeżył.