„Polski hotel” na cenzurowanym

Przedstawiciele związku zawodowego FNV skontaktowali się w czwartek z gminą Noordoostpolder. Tematem rozmów były warunki mieszkaniowe w kompleksie, w Marknesse. W obiekcie tym ulokowani są pracownicy tymczasowi, również Polacy.

FNV a sprawa polska

O związku zawodowym FNV zrobiło się głośno kilka tygodni temu, gdy jego reprezentacja udała się wraz z mieszkańcami kompleksu bungalow w Zeewolde do władz miasta z prośbą o pomoc. Mieszkający w domkach pracownicy tymczasowi borykali się bowiem z koszmarnymi warunkami, pleśnią, brudem i przepełnieniem.

 

Sytuacja w Noordoostpolder wygląda podobnie. O tragicznej sytuacji mieszkańców z kompleksu w Marknesse związkowców miał powiadomić lokalny ksiądz, który pochodzi z Polski i opiekuje się tamtejszymi wiernymi. To za jego namową do kompleksu miało przybyć dwóch związkowców, w celu zapoznania się ze stanem faktycznym infrastruktury.

 

Jest lepiej ale…

Początkowo mogłoby się wydawać, iż sytuacja nie jest tragiczna. W przypadku Zeewolde mieszkańcy mogli tylko i wyłącznie marzyć o prywatności. Tutaj pary dostają swoje własne dwuosobowe pokoje. Problem jednak w tym, jak te pokoje wyglądają. Izdebki te są niezwykle ciasne, część z nich nie ma nawet własnego okna, gdyby więc nie żarówka w pomieszczeniu panowałaby ciemność. Tak małe klitki rodzą kolejne problemy, w pomieszczeniach jest duszno i wilgotno. To zaś powoduje, iż grzyb jest praktycznie wszędzie. Wykwity pleśni nie występują tylko na ścianach czy rogach pokoi, rośnie nawet na materacach, na których śpią mieszkańcy.

W budynku tym jest więc, pomimo pozorów prywatności, potwornie ciasno. Właściciel jednak chce ten 100-miejscowy obiekt rozbudować, tak by dało się tam zakwaterować jeszcze dodatkowo 50 osób.

 

To jednak niejedyne problemy, na jakie natrafili wizytatorzy z FNV. Okazało się, iż związkowcy mają pewne zastrzeżenia również do agencji pracy. Chodzi bowiem o to, iż mieszkańcy nie są rejestrowani w urzędzie miasta. Rejestracja w gminie jest bowiem zabroniona. To zaś powoduje, iż w przypadku choroby lokatorzy nie mogą skorzystać z tamtejszej pomocy lekarskiej. Większym problemem jest jednak to, iż w przypadku zwolnienia tracą oni również dach nad głową. Brak rejestracji w gminie powoduje zaś, iż bezdomny nie może liczyć na pomoc władz lokalnych, np. na lokal zastępczy.

Wydaje się również, że placówka zarabia na urlopowiczach. Ludzie, którzy mieszkają w „polen hotelu” i jadą na wakacje muszą opróżniać swoje pokoje z rzeczy prywatnych. W przeciwnym razie mogą one zostać wyrzucone. Jest to o tyle dziwne, że wynajmujący cały czas płacą za swój pokój pełną kwotę. Wszystko to może rodzić przypuszczenia, że pod nieobecność lokatorów zakwaterowywani są tam krótkoterminowo inni pracownicy.

 

Czarna księga

Wszystkie te uwagi związek zawodowy postanowił przedstawić lokalnym władzom. W tym celu delegacja związkowców i lokatorów udała się w czwartek do ratusza. Tam została przekazana czarna księga opisująca nadużycia i warunki, w jakich muszą mieszkać pracownicy. Związkowcy powiedzieli również władzom, iż nie mogą się godzić na to, by na ich terenie ludzie mieszkali w tak złych warunkach.

 

Złe warunki?

Całą sprawą zdumiony jest właściciel hotelu Kierownik mówi, że nie doszły do niego żadne informacje o skargach na warunki. Owszem wie o tym, iż ostatnio miał miejsce wyciek i w paru miejscach zamókł podwieszany sufit oraz pojawiły się brzydkie plamy, ale zostało to już naprawione. Mężczyzna wyraża również zdziwienie i zaniepokojenie informacjami o materacach pokrytych pleśnią.

Co zaś do doniesień o pokojach bez okien, kierownik ośrodka potwierdza to z całą stanowczością. Zaznacza jednak, iż występują w nich świetliki dachowe oraz specjalne lampy. Cały budynek jest zaś co roku kontrolowany przez odpowiednie służby i certyfikowany.

Według gospodarza skargi te mogą wiązać się z jakimiś byłymi mieszkańcami, którzy musieli opuścić lokale w niezbyt miłej atmosferze lub liczyli na coś zupełnie innego. Teraz zaś chcą się odegrać.

 

Co dalej?

Jak sytuacja potoczy się dalej? Trudno powiedzieć. Pewne jest jednak, iż jakiekolwiek działania administracyjne, w tym np. kontrole, muszą zostać odpowiednio prawnie umotywowane. To zaś oznacza zapoznanie się z zawartością „czarnej księgi”, czy prośbami o dodatkowe dokumenty, wnioski. W Holandii podobnie bowiem jak w Polsce żarna biurokracji w takich sprawach często mielą bardzo powoli.