Polska burda w holenderskim supermarkecie w Putten
Nasi rodacy dali o sobie znać w Putten. Niestety dokonali tego w najgorszy możliwy sposób, rozpoczynając awanturę w jednym z tamtejszych supermarketów. Sprawę zakończył dopiero przyjazd policji, która zatrzymała wyraźnie poirytowanych migrantów.
Na pierwszy rzut oka 30-latek i 34-latka z naszego kraju wyglądali jak zwykła para udająca się do sklepu na codzienne zakupy. Dwójka przechadzała się pośród sklepowych regałów, oglądała produkty. Praktycznie nikt z klientów nie zwracał na nich uwagi, zachowywali się jak setki, tysiące tego typu osób robiących codziennie sprawunki w niderlandzkich supermarketach. Dla pracowników sytuacja ta wyglądała jednak nieco inaczej. Ludzie ci wydawali się podejrzani. Najprawdopodobniej zdradzały ich pewne niuanse, które wyłapało wyczulone oko personelu. Obsługa obawiała się, iż para to złodzieje sklepowi. Postanowili się więc im dokładnie przyjrzeć.
Zatrzymanie
Obserwacja potwierdziła podejrzenia. Para chciała wynieść z lokalu kilka towarów bez płacenia. Gdy kobieta i mężczyzna minęli kasy i wyszli ze sklepu, zostali zatrzymani przez obsługę, która poprosiła o to, by klienci uregulowali należność za to, co chcieli zabrać ze sklepu. Nasi rodacy nie dali jednak za wygraną. Buta i awanturnicza natura wygrały ze wstydem i przyznaniem się do winy. Dwójka stawiła opór obsłudze i nie chciała się podporządkować jej nakazom. Personel sklepu wiedział jak jednak postępować z takimi ludźmi i powstrzymał złodziei sklepowych przed oddaleniem się. Pracownicy powiadomili również policję.
Aresztowanie
Gdy funkcjonariusze z lokalnej komendy przybyli na miejsce para znad Wisły już ochłonęła. Punkt krytyczny nie został przekroczony, nie doszło do eskalacji, nikt nie został ranny. Policjanci już bez żadnych problemów skuli i przewieźli złodziei sklepowych na najbliższą komendę. Tam dwójka Polaków przyznała się do swoich czynów i oddała ukradzione dobra.
Wstyd
O wydarzeniach tych, mających miejsce na początku tego tygodnia, napisał do nas Pan Krzysztof J. mieszkaniec Putten, który miał wątpliwą przyjemność być świadkiem tego zajścia. Poniżej prezentujemy fragment listu do redakcji, który otrzymaliśmy w środę.
„Powoli mam tego dość. Mieszkam w Holandii od dekady. Mam pracę, dom, samochód, utrzymuje rodzinę. Żyję w zgodzie z sąsiadami. Fakt, nie przelewa się nam, ale staramy się żyć godnie (…).
Nie chciałem się wychylać. Gdy byłem świadkiem tej awantury w sklepie. Było mi chyba bardziej wstyd, niż tym złapanym. Na nich działała adrenalina. Ja czułem, że robię się czerwony. Przecież byłem tam z żoną, mówiłem do niej po polsku, tak jak ta dwójka. Czułem na sobie spojrzenia innych klientów. Miałem wrażenie, jakby mówili „to też Polak, może też złodziej?”. Dzień później zaś musiałem świecić oczami i tłumaczyć współpracownikom, iż nie każdy Polak jest taki i że w każdym narodzie trafiają się czarne owce. Dlaczego Holendrzy nie mówią o Polakach, gdy dzieje się coś dobrego tylko, gdy coś popsujemy. Dlaczego wybryki dwóch osób muszą rzutować na całą społeczność. Zaczynam mieć tego dość. (…) By nie było, że jednak marudzę, po incydencie otrzymałem też wyrazy wsparcia. Przyszedł do nas sąsiad, chyba wiedział, że źle się czuje z tym co się stało i powiedział, że to tu normalne. Że sam to zna aż za dobrze i że nie ma czym się przejmować, że ludzie zapomną. Ponoć już nie raz spotkał się z tym w swoim przypadku. Jest Kurdem, więc jak mówił, jego już też brali za potencjalnego terrorystę i podchodzili nieufnie. Z czasem jednak to minęło. Trzeba było jednak na to czasu. Oby miał rację, bo nie chcę tego przechodzić kolejny raz”. Pisze Pan Krzysztof.
Źródło: gelderlander.nl