Policja w Zelandii apeluje o poczucie godności

Zatrzymany workiem treningowym dla holenderskiej policji

Służby takie jak policja czy ratownicy medyczni w swojej pracy na co dzień spotykają się z wieloma bulwersującymi sytuacjami. Widzą przemoc, rozpacz, walkę o życie. Na przestrzeni lat pracy wielu z nich już do tego przywykło. Tym, czego jednak do tej pory nie umieją zrozumieć, jest ludzka znieczulica, jak choćby ta, która miała miejsce w Sluiskil w miniony wtorek.

We wtorek wczesnym wieczorem doszło do tragicznego incydentu w Sluiskil na Spoorstraat, podczas którego służby musiały walczyć o życie małego dziecka. Chwilę po godzinie 18 na miejscu zdarzenia pojawiły się pierwsze służby. Byli to policjanci z lokalnej komendy. Mundurowi natychmiast przystąpili do resuscytacji krążeniowo-oddechowej. Gdy patrol walczył o życie dziecka, powoli dookoła oficerów gęstniał tłum. Ludzie nie zgłaszali jednak chęci pomocy, zastąpienia zmęczonych już oficerów. Większość albo się gapiła, albo chwyciła za telefon, by nagrać lub obfotografować całe zdarzenie. Z każdą minutą tłum gęstniał, aż do momentu, w którym dziecko przejął patrol ratowniczego pogotowia ratunkowego.

 

To był jednak dopiero pierwszy akt dramatu. Okazało się bowiem, że wielu z obserwatorów całej akcji ratowniczej postanowiło podzielić się „newes” z innymi. W sieci zaczęły pojawiać się nagrania pokazujące działania funkcjonariuszy. Materiały te znacznie odbiegały od tych, które tworzą zawodowi kamerzyści, czy fotografowie. Ci potrafią nawet największą tragedię zaprezentować z pewnym „smakiem”. Zawodowcy zachowują dystans, pewną dozę umowności i każą odbiorcy domyślić się pewnych rzeczy, nie ukazując ich wprost. Świadkowie przyjęli inną strategię, nie tylko podchodzili jak najbliżej, ale również dokonywali zbliżeń na twarz nieprzytomnego dziecka, tak by okazać je z najdrobniejszymi szczegółami.

Policja apeluje do ludzi

Gdy nagrania te znalazły się w sieci, interweniowała policja w jedyny możliwy sposób. Mając prawnie związane ręce, zwróciła się z apelem do internautów, by z racji na dobro malca, nie upubliczniali tych materiałów w sieci, a jeśli to możliwe nie nagrywali wypadków następnym razem.

 

Problem prawny

Kwestia nagrywania akcji ratowniczych przez osoby postronne od wielu lat budzi dość duży niesmak w policji. Funkcjonariusze najczęściej chcieliby rozpędzić tłum gapiów, ale nie mogą tego zrobić. Jedyne działanie oficerów, zgodnie z obecnymi przepisami tyczy, się odgrodzenia miejsca zdarzenia taśmą i ewentualnego wypraszania ludzi wchodzących pod nią. Gdy jednak przybywają na miejsce jako pierwszy, ich priorytetowym zadaniem jest walka o życie poszkodowanego, a nie bieganie z biało-niebeską rolką taśmy. To zaś powoduje, iż tłum bardzo często tak gęstnieje wokół nich, że sami nie potrafią się ruszyć. Nierzadko też tłok utrudnia potem przybycie na miejsce innych służb ratowniczych, ponieważ obserwatorzy nie chcą stracić miejsc „w pierwszym rzędzie”. Policjanci mają wiec związane ręce. Każdy bowiem ma prawo przebywać na drodze publicznej.

Incydenty

Wszystko to prowadzi do sytuacji, w której coraz częściej policji puszczają nerwy. Rok temu w Holandii doszło do kilku incydentów, w których to amatorscy kamerzyści kilkukrotnie przechodzili pod policyjną taśmą, by nagrać ofiarę wypadku. W jednej z takich sytuacji oficer policji nie wiedząc jak powstrzymać gapia, dosłownie złapał go za ubranie, zabrał na miejsce, gdzie leżała ofiara, przycisnął do ziemi tak, by tan był kilka centymetrów od rozszarpanego wypadkiem ciała i kazał nagrywać, skoro chce to wszystko zobaczyć na własne oczy. Poskutkowało. Kamerzysta uciekł, a tłum po takiej terapii szokowej zaczął zachowywać dystans. Oficer miał jednak z tego tytułu duże nieprzyjemności. Policja chce więc zmian w prawie, tak by mogła karać ludzi niezachowujących odpowiedniego dystansu na równi z tymi, którzy przeszkadzają w akcji ratowniczej.