Polak spędzi 9 lat w holenderskim więzieniu?

Ranny Polak znaleziony pod szpitalem w Tilburgu

Polak, Mariusz S., oskarżony o zasztyletowanie mężczyzny na Sand-Ambachtstraat w 's-Gravenzande, w lutym tego roku, może spędzić za kratami nawet 9 lat. Takiej kary domagała się prokuratura w mowie końcowej. 

Do incydentu doszło 22 lutego tego roku. Wtedy to 41-letni mieszkaniec Hagi został dźgnięty, jak określają to świadkowie, rzeźnickim nożem na Sand-Ambachtstraat w 's-Gravenzande. Do zdarzenia doszło przed domem podejrzanego, ofiarą był zaś przyrodni brat byłej dziewczyny Polaka. Ranny w ciężkim stanie został przewieziony do szpitala. Lekarze przez sześć dni walczyli o jego życie, niestety obrażenia okazały się zbyt duże.

 

Jak GTA

Świadkowie oprócz ogromnego noża wspominali, iż wszystko to wyglądało jak z gry komputerowej, jak z GTA. Na ulicy, w kałuży krwi, leżała ofiara. Dookoła niej biegał zaś, brudny od posoki Polak. Świadkowie mówią, iż był kompletnie rozbity. Miał zachowywać się tak, jakby dopiero po fakcie doszło do niego co zrobił. Po przyjeździe policji nasz rodak nie uciekał, nie bronił się, posłusznie oddając się w ręce sprawiedliwości.

 

Proces

Obrona wskazywała, iż świadkowie początkowo wspominali o tym, iż przed domem podejrzanego miały być dwie osoby z bronią białą. Ofiara miała w rękach dwa ostrza. Podejrzany tylko jedno. Cała tragedia była więc, według linii obrony, tylko tragicznym skutkiem obrony własnej.

Kilka minut wcześniej w domu Polaka miała miejsce awantura. 41-latek został wezwany przez swoją siostrę, by odebrał ją z domu swojego byłego. Ten zaś nie chciał jej puścić. Doszło do kłótni, która wymknęła się spod kontroli i zakończyła tragedią.

 

Polak - to była samoobrona

W ostatnich słowach podejrzany wyraził żal i złożył kondolencje rodzinie ofiary. Przyznał się, iż w dużej mierze przyczynił się do tragedii. Zaznaczył jednak, iż wszystko, co zrobił było wymuszone obroną własną i obawą o własne życie.

 

Prokuratura nie wierzy jednak w słowa ofiary. Wskazuje, iż ciosów w obronie własnej nie wyprowadza się w głowę. Uderzenia na oślep skierowane są bowiem zwykle w korpus ofiary. Ponadto trudno mówić o konieczności obrony własnej w momencie, w którym Polak mógł doprowadzić do deeskalacji puszczając swoją byłą lub po prostu oddalając się od jej agresywnego krewnego. Nasz rodak nie próbował jednak tego zrobić. W efekcie prokuratura domagała się 9 lat więzienia.

Sąd wyda wyrok za dwa tygodnie.