Podwójne kłopoty Polaków w Holandii

Myśleli że to laboratorium narkotykowe

Niektórym polskim przestępcom może się wydawać, iż po ucieczce do Holandii będą bezpieczni. Ostatnie wydarzenia z Zaandman pokazują, iż jest to całkowicie złudne myślenie, które może kosztować ich nawet kilka lat więzienia w ojczyźnie.

Funkcjonariusze z wydziału narkotykowego policji, jednego z dużych miast nad Wisłą, od pewnego czasu przyglądali się poczynaniom 45 i 54-latka. W efekcie, po zebraniu odpowiednich dowodów, nasi rodzimi funkcjonariusze zatrzymali dwójkę za uprawę konopi indyjskich w naszym kraju. Po tych wydarzeniach mężczyźni zdecydowali się opuścić ojczyznę. Śledztwo w ich sprawie jednak się jeszcze nie skończyło.

Podejrzani osiadli w Królestwie Niderlandów. Przestępcy myśleli zapewne, iż rodzimy wymiar sprawiedliwości nie będzie im tutaj przeszkadzać. Szybko więc wrócili do starych nawyków. Pech chciał jednak, iż polscy śledczy nie zapomnieli o swoich „ulubieńcach”. W efekcie stróże prawa znad Wisły skontaktowali się z niderlandzkimi kolegami, by ci odwiedzili podejrzaną dwójkę.

 

Nalot

Nalot na dom 45 i 54-latka miał miejsce w minionym tygodniu. Holenderscy oficerowie bardzo szybko zorientowali się, że polscy mundurowi mieli nosa. Krótkie przeszukanie budynku mieszkalnego pozwoliło odnaleźć w nim dwa pomieszczenia przygotowane specjalnie pod uprawę krzaczków konopi. Oprócz tego Holendrzy zabezpieczyli ponad 25 kilogramów ciętych, w połowie ususzonych roślin i 100 000 euro. Wszystko to wskazuje, iż nasi rodacy na dobre urządzili się w Niderlandach i wrócili do biznesu.

 

Podwójne kłopoty

Cynk z Polski sprawił, że przestępcy będą mieć poważne problemy z niderlandzkim wymiarem sprawiedliwości. Dwójka może zostać oskarżona nie tylko o nielegalną uprawę marihuany, ale również o jej sprzedaż, jak i pranie brudnych pieniędzy. Za tego typu przestępstwa naszych rodaków czekają nie tylko wysokie grzywny finansowe, ale również kara od kilku do kilkunastu miesięcy więzienia. To jednak nie wszystko. Sprawą zainteresowała się również nasza rodzima policja. Najprawdopodobniej w niedługim czasie rozpocznie się śledztwo mające ustalić, czy dwójka ta uprawiała i sprzedawała towar tylko w Niderlandach, czy też korzystając ze starych znajomości w kraju, postanowiła zająć się eksportem „trawki” z teoretycznie bezpieczniejszej Holandii do ojczyzny.