Podeptany Koran i holenderski ambasador na dywaniku

Koran i holenderski ambasador na dywaniku

Ambasador Królestwa Niderlandów w Turcji znalazł się na dywaniku tamtejszego ministerstwa spraw zagranicznych. Dyplomata trafił tam w trybie pilnym po tym, jak w Hadze, Edwin Wagensveld lider Pegidy podarł Koran, podczas akcji protestacyjnej przeciw islamowi.

Protest

Lider Pegidy postanowił zaprotestować wobec Islamu. Jego akcja nie porwała jednak wielotysięcznych tłumów. Zebrała zaledwie kilka osób, z których większość nie tyle brała udział w akcji, co nagrywała działania mężczyzny, traktując go jako swoistą „ciekawostkę”.

 

Dozwolone

Demonstracja szefa Pegidy była oficjalnie zgłoszona. Władze Hagi wiedziały również, iż Wagensveld chce spalić Koran. Samorządowcy nie zgodzili się jednak na to, by w ich mieście miała miejsce taka manifestacja poglądów. Holender uznał decyzję władz. Nie podpalił Świętej Księgi Islamu. Zamiast tego podarł jej kopię, wyrywając z niej strony. Następnie stanął na drugim egzemplarzu i ostentacyjnie deptał Księgę.
Po tym czynie demonstracja się zakończyła. Mężczyzna nie został zatrzymany przez policję. Nie doszło bowiem do przemocy, a jak wskazał sam zainteresowany, dotrzymał słowa danego gminie. Nie było więc powodów do zatrzymania.

 

Wściekłość Muzułmanów

Na bierność policji wsiekła jest organizacja islamska Stichting Islamic Organizations Region Haaglanden. „Przywódca grupy neonazistowskiej był w stanie publicznie podrzeć i podeptać strony Szlachetnego Koranu. (…) Obecni tu stróże porządku publicznego nadzorowali to i nie występowali przeciwko temu”, można przeczytać w oświadczeniu. Później zaś padają słowa dotyczące „Zbrodni” na muzułmanach.

 

Na dywaniku

Sprawa ta odbiła się echem w polityce międzynarodowej. Działania jednego prawicowego ekstremisty sprawiły, iż tłumaczyć z nich musiał się ambasador Holandii w Turcji. „Ambasador Holandii w Ankarze zostaje wezwany do naszego ministerstwa. Potępiamy i protestujemy przeciwko temu haniebnemu i nikczemnemu czynowi i żądamy, aby Holandia nie pozwalała na takie prowokacje” – przekazało Tureckie MSZ. Ministerstwo nawiązało również do niedawnego spalenia Koranu w Szwecji: „Te nikczemne czyny obrażają nasze święte wartości. To przestępstwo z nienawiści, wyraźny sygnał, że islamofobia, dyskryminacja i ksenofobia nie znają granic w Europie”.

Zgodne z prawem

Tymczasem w krainie tulipanów główny winowajca nie jest zadowolony z tego, iż ambasador "płaszczy się" przed tureckim rządem. „Turcja stale ingeruje w sprawy, które dzieją się w krajach europejskich i nie dotyczą Turcji, ale jeśli dzieje się to na odwrót, jest to nagle niewłaściwe” – mówi dziennikarzom AD.

Dystans od całej tej sprawy starają się trzymać holenderscy politycy. Premier Mark Rutte stwierdził, że to, co się stało, jest „niesmaczne”, ale całkowicie zgodne z prawem. Minister Spraw Zagranicznych również nie popiera tej akcji, zaznacza jednak: „Wolność słowa jest wielkim atutem w Holandii. Ta swoboda dotyczy również niepożądanych, niepochlebnych opinii”.

 

Zamieszki

Sytuacja od niedzielnego popołudnia, gdy doszło do incydentu, była wyraźnie napięta. Policja, jak i politycy odetchnęli jednak z ulgą. Obawiano się bowiem, iż podarcie Koranu sprawi, że mniejszość muzułmańska (która w niektórych rejonach wydaje się być już większością), wyjdzie na ulicę i dojdzie do protestów, które szybko zamienią się w burdy i walki z policją. Działanie takie byłoby tylko wodą na młyn dla Pegidy, pokazując, iż mieli rację co do wyznawców Allacha. Na szczęście jednak akcja ta nie skończyła się reakcją islamskiej części mieszkańców Hagi.

 

Źródło:  Ad.nl