Ojciec, matka i dzieci święta spędzą na ulicy w Winterswijk
39-letni mężczyzna, głowa rodziny wraz ze swoją żoną i dziećmi spędzą najprawdopodobniej zbliżające się święta na ulicy. Decyzję o takiej przymusowej eksmisji podjęły władze. Rodzina będzie mogła wrócić do swojego domu dopiero po nowym roku.
Wzorcowi obywatele
Rodzina do października wydawała się wręcz wzorcowymi obywatelami. Dzieci uczyły się w szkole, rodzice pracowali w okolicy. Nigdy nie zalegali z podatkami, nie było również na nich żadnych skarg od sąsiadów. Jedną decyzją burmistrz Winterswijk spowodował jednak, iż cała ta gromadka spędzi święta na ulicy. Z dniem 14 grudnia wszyscy mają się wyprowadzić z domu. Będą mogli do niego wrócić dopiero po nowym roku. W zaistniałej sytuacji, jeśli nie przygarnie ich rodzina, czeka ich Boże Narodzenie w przytułku lub pod mostem. Dlaczego?
Aby zrozumieć sytuację, która doprowadziła do tego, iż rodzina spędzi święta na ulicy, trzeba się cofnąć do końca października. Wtedy to policja znalazła na posesji rodziny w małej szopie ponad 250 kilogramów potężnych środków pirotechnicznych. Ich siła była zdaniem policji porównywalna nie tyle do granatu, co małej bomby lotniczej. Ewentualna eksplozja fajerwerków mogła bowiem całkowicie zniszczyć lub poważnie uszkodzić domy w promieniu 400 metrów od epicentrum.
Tym, co jednak najbardziej wtedy przeraziło policję, była nie sama ilość materiałów niebezpiecznych, a sposób ich składowania. Te były bowiem łatwo dostępne, leżały w szopie, w której niesprawna instalacja elektryczna w każdej chwilo mogła zacząć się iskrzyć. Szerzej o tej sprawie pisaliśmy w osobnym artykule poświęconym tej sprawie. Link do niego mogą Państwo znaleźć tutaj: klik
Panika w okolicy
To właśnie te fajerwerki spowodowały, iż rodzina spędzi święta na ulicy. Burmistrz, po ustaleniach z policją i zapoznaniu się z opinią społeczną, podjął wyjątkowo trudną decyzję. Na mocy, jaką dają mu ustawy prawa lokalnego, zdecydował się, iż w okresie od 14 grudnia do 3 stycznia rodzina musi opuścić swój dom. Wszystko to było podyktowane strachem lokalnej wspólnoty. Mieszkańcy z dnia na dzień po prostu zaczęli bać się tych ludzi. Doszło bowiem do nich, iż 39-latek chcąc najprawdopodobniej dorobić na nielegalnych fajerwerkach, naraził całą okolicę. Mieszkańcy Winterswijk bali się, iż sąsiad może mieć więcej takiej pirotechniki lub ściągnąć przed sylwestrem koleiną partię np. z Europy Środkowej. Narastały niepokoje społeczne i wzajemne animozje. By więc powstrzymać strach i uchronić rodzinę przed ewentualnymi atakami sąsiadów, zdecydowano się zamknąć im dom.
Święta na ulicy
Rodzina dostała informacje z wyprzedzeniem. Jeśli jednak nie uda im się znaleźć gościny u bliskich, może się okazać, iż spędzą święta na ulicy. Burmistrz Joris Bengevoord wskazuje, iż była to trudna decyzja. Niestety jednak konieczna. W takiej sytuacji bardziej niż jednostka liczy się dobro ogółu całej wspólnoty, jaką są mieszkańcy jego miasteczka.
Kara nałożona na rodzinę może wydać się szokująca, zwłaszcza w kontekście dzieci, które mogły nawet nie być świadome zagrożenia. Niemniej jednak to nie pierwszy raz, gdy samorządy decydują się na takie działania. Podobna sytuacja miała miejsce w Arnhem. Tam budynek zamknięto, gdy nakryto mężczyznę z 6 kg fajerwerków na sprzedaż, a w jego domu odnaleziono kolejne 7 kg. Tu zaś przypomnijmy była mowa o ponad 250 kg.