Nalot na polskie domki

Nalot na polskie domki

Niemieckie, i holenderskie służby weszły do budynków zamieszkałych przez pracowników migrujących, a znajdujących się na niemiecko-holenderskim pograniczu. Czego szukali funkcjonariusze? I czym skończyła się ta akcja dla mieszkających tam gastarbeiterów?

Akcja miała miejsce w ubiegły weekend w Kranenburg/Wyler i Kleef. Funkcjonariusze weszli w do 17 mieszkań, w których mieszkało w sumie 75 pracowników migrujących z naszej części Europy. Po kilku chwilach wszyscy oni zostali usunięci z budynków.

 

Dla ich dobra

Spokojnie, akcja niemieckich służb nie miała nic wspólnego z poszukiwaniem groźnych przestępców, czy eksmisjami z racji na złe zagospodarowanie przestrzenne terenu i tego, że pracownicy migrujący nie stanowią dla gminy jednego gospodarstwa domowego. W tym przypadku nakaz opuszczenia mieszkań, jaki wydali niemieccy urzędnicy miał na celu ochronę zdrowia i życia tych ludzi. Jak to możliwe?

 

Warunki lokalowe

Jak wskazała minister stanu, Ina Scharrenbach odpowiedzialna w Nadrenii Północnej Westfalii za kwestie mieszkaniowe, warunki, w których zakwaterowani byli pracownicy migrujący były „zagrażające życiu”. Wśród długiej listy problemów pani polityk wymieniła między innymi odsłonięte, prowizoryczne instalacje elektryczne, brak dróg ewakuacyjnych, niedziałające alarmy przeciwpożarowe, brak lub przestarzałe gaśnice, niewystarczające zaopatrzenie w wodę, czy też źle działającą instalację kanalizacyjną. To zresztą tylko kilka przykładów z długiej listy problemów, na jakie natrafiono. Mówiąc ogólniej warunki, w jakich agencje zakwaterowały przybyszów ze środkowej i wschodniej Europy, nie tylko urągały godności człowieka, mogły też sprawić, iż w każdej chwili doszłoby tam do tragedii. Dlatego też nakazano mieszkańcom opuścić budynek, a zatrudniającej ich firmie natychmiast postarać się o lepsze lokale mieszkalne, do których ludzi tych należało przenieść.

 

Międzynarodowa akcja

Akcja ta mająca miejsce w sobotę i niedzielę była zorganizowana przez niemieckie władze i brały w niej udział jednostki policji, straży pożarnej, władz lokalnych, organizacji związkowych i władz z poziomu rządu centralnego. Wszyscy oni współpracowali z inspekcjami pracy z Polski i Rumunii, a także Holandii.

 

Nie tylko mieszkanie

Przedstawiciele inspekcji pracy widząc warunki, w jakich mieszkali ci ludzie, rozpoczęli rozmowy dotyczące warunków pracy. Bano się bowiem iż skoro agencja zakwaterowała ich w takich slumsach to być może również w przypadku pracy, płacy lub ochrony pracowniczej też dochodzi do zaniedbań, bądź nadużyć. Czy tak faktycznie było? Nie ma oficjalnego komentarza w tej sprawie.

Praca w Holandii

Niektórzy mogą zastanawiać się, skąd w akcji tej brali udział Holendrzy. Ludzie ci mieszkali bowiem w Niemczech. Przedstawicieli polskich i rumuńskich inspekcji pracy można zrozumieć, ponieważ z tych krajów pochodziła grupa 180 gastarbeiterów mieszkających w skontrolowanych domach (nie wszystkie budynki były  w tragicznym stanie).
Holendrzy zaś byli tam dlatego, iż ludzie ci nie pracowali w Niemczech. Większość z nich była zatrudniona przez niderlandzkie agencje i pracowała w holenderskim przemyśle mięsnym i logistycznym.

 

Za granicą

Czemu tak się dzieje? Z dwóch powodów. Po pierwsze w Niemczech jest większy wybór mieszkań dla pracowników i są one tańsze. Po drugie niemieckie przepisy nie chronią tak bardzo pracowników migrujących. Np. w Holandii pracodawca może potrącić maksymalnie 25% wynagrodzenia na pokrycie czynszu, ale tylko wtedy, gdy zapewni ludziom godne warunki lokalowe. U naszego zachodniego sąsiada nie ma takich obostrzeń. Ponadto prawo w Niemczech nakazuje rejestracje w urzędzie dopiero po 3 miesiącach pobytu. To zaś sprawia, iż urzędnicy często nawet nie wiedzą, iż migracji są w kraju.

(zdjęcie użyte w materiale jest ilustracyjne)

Źródło:  AD.nl