Martwy człowiek, żywa trumna – idzie nowe?

Holendrzy postawili kolejny krok ku jedności z naturą i to dosłownie. Po raz pierwszy w tym kraju pochowano zmarłego w żywej trumnie. Czy czeka nas nowa era podejścia do śmierci i człowieczeństwa?

Żywa trumna

Po śmierci, człowieka zwykle kremowano lub chowano w klasycznej trumnie. Co bardziej eko, pozwalali się pochować na cmentarzach łąkach, w wiklinowych trumnach. Tam nagrobek często zastępował kamień lub pień drzewa z wyrytym imieniem i nazwiskiem. Nowy pomysł bioprojektantów, Living Cocoon to jednak zupełnie inna koncepcja, dla niektórych wręcz szokująca.

Zmarłego pochowano bowiem w żywej trumnie, owo słowo „żywa” nie jest wcale na wyrost. Jest ona wykonana z korzeni roślin, grzybów i mchu. Takie rozwiązanie zostało stworzone w jednym celu.

Kompost

W przypadku klasycznego pogrzebu ciało złożone w trumnie rozkłada się latami. Wytwór Living Cocoon to jeden wielki kompostownik. Rośliny w nim zawarte mają przyśpieszyć rozkład szczątków tak, by po maksymalnie dwóch latach po zmarłym, jak i po samej skrzyni nie pozostało już nic oprócz żyznej gleby. Człowiek w niej złożony staje się więc pokarmem niejako dla trumny i przyrody jako takiej. Za wszystko to odpowiadają specjalne grzyby, które od dłuższego czasu wykorzystywane są do podnoszenia jakości gleby. Specyficzne gatunki rozkładają bowiem bardzo szybko wszystkie organiczne śmieci w niej zalegające. W efekcie jałowa ziemia po kilku latach działania tych grzybów zamienia się w doskonałe poletko np. do uprawy kwiatów.

 

Tego nikt się nie spodziewał

Sobotni pogrzeb w żywej trumnie, jest szokiem dla wszystkich, nawet dla samych jej twórców. Raptem kilka dni temu Living Cocoon pojawił się w ofercie jednego z zakładów pogrzebowych w Hadze. Trumna w funeralnym asortymencie miała być ciekawostką, pewną nowinką techniczną, która pokazywała nowe hipotetyczne możliwości. Owszem twórcy spodziewali się, iż ktoś się na nią zdecyduje. Zakładali jednak, iż będzie to kwestia w najlepszym wypadku lat. Okazało się jednak, iż chętni do pochowania w niej krewnego  znaleźli się praktycznie niespełna 24 godziny po pojawieniu się jej w ofercie.

Na chwilę obecną jest to jednak odosobniony przypadek. Nie wiadomo więc, czy inni żałobnicy pójdą również tą drogą.