Martwe prawo

Niedawno informowaliśmy, iż pierwszego sierpnia w Holandii wchodzi w życie prawo, które zakazuje ukrywania swojej twarzy. Przepis jeszcze nie nabrał mocy prawnej, a już wielu zapowiada jego bojkot.

Muzułmanie

Wbrew pozorom nie chodzi tutaj jednak o muzułmanów. Ci już dawno zaprotestowali przeciw nowym przepisom, mówiąc, że godzą one w wolność i równość religijną. Zarzuty te odrzuciło jednak państwo, wskazując, że bezpieczeństwo jego obywateli stoi wyżej, niż wierzenia dlatego też w takim przypadku przepisy te nie łamią konstytucji ani praw człowieka. Wszystko choćby dlatego, iż zakaz zakrywania twarzy ma wpłynąć również na bezpieczeństwo samych wyznawców Allacha. Gdzie więc pojawił się problem?

Transport publiczny

Od momentu poinformowania społeczeństwa o nowym prawie z różnych stron dobiegają głosy sprzeciwu. Wielu ekspertów mówi, iż decyzje władzy nie będą respektowane. W czwartek poinformował o tym Pedro Peters z ov.nl, który przemawiając w imieniu NS, HTM, RET, Arriva, Connexxion, EBS i GVB (czyli zarówno przewoźników kolejowych, autobusowych, jak i komunikacji miejskiej) dał do zrozumienia, iż dla nich ten przepis nie istnieje. Według nich poszczególne firmy służą transportowi publicznemu. Ten zaś z racji swojej „publiczności” tyczy się wszystkich, więc nie można nikomu odmówić możliwości korzystania z niego.

Za decyzją przewoźników nie stoją jednak tylko sztandary równości i wolności.

Kasa musi się zgadzać

Mało kto chce wspominać o tym otwarcie, ale przepisy te stałyby się powodem chaosu w rozkładzie. Według niektórych ekspertów transport publiczny od 1 sierpnia przestałby funkcjonować. Nowe przepisy zakładają bowiem, że jeśli muzułmanka lub jakakolwiek inna osoba nie będzie chciała odsłonić swojej twarzy ma ona opuścić środek transportu na najbliższym przystanku/stacji. Problem jednak w tym, że on/ona wcale nie musi chcieć tego zrobić. W takiej sytuacji do pociągu, metra czy tramwaju powinna zostać wezwana policja. Funkcjonariusze po przybyciu mają ukarać mandatem oporną osobę i jeśli nadal nie będzie chciała odsłonić twarzy, wyprowadzić ją na zewnątrz.

Funkcjonariusze jednak już podczas projektowania ustawy stwierdzili, że nie będą oni traktować priorytetowo tego typu zgłoszeń. W praktyce oznacza to, że do „akcji burka” wyjedzie pierwszy wolny patrol, który nie będzie w tym czasie pełnić działań operacyjnych. Mundurowi mogą więc przyjechać za 10 albo 30 minut lub nawet i za godzinę. W tym czasie zaś środek transportu publicznego nie może kontynuować jazdy. Sytuacja taka może skończyć się albo gigantycznymi opóźnieniami w rozkładach, albo linczem rozjuszonych współpasażerów, którzy siłą wyrzucą zakrywającą twarz osobę, tylko po to, by pojechać dalej.

Nowe prawo jeszcze nie weszło w życie, a już bojkotują je różne środowiska. 

Szpitale

Parę dni przed decyzją przewoźników podobnie o sprawie wypowiadali się kierownicy szpitali. Holenderska Federacja Uniwersyteckich Centrów Medycznych (NFU) uznała, że nie będzie respektować nowych przepisów. Podeszli oni do sprawy jednak z nieco innej strony. W przepisach można bowiem znaleźć stwierdzenie, iż:

"Zabrania się noszenia odzieży ochronnej, zakrywającej twarz, w budynkach rządowych, instytucjach opieki, edukacji i transporcie publicznym. Ktokolwiek nosi ten rodzaj odzieży w tych miejscach, może zostać poproszony przez pracownika o zdjęcie osłony twarzy lub opuszczenie miejsca publicznego objętego zakazem."

Szpitale zwracają uwagę na słowo „może”, które ich zdaniem oznacza, iż nikt nie musi zwracać na to uwagi. To oznacza, że ochrona i lekarze zignorują kobiety ubrane np. w burki i nie zgłoszą tego na policję.

Z racji wakacji nie wiadomo jaką decyzję na temat nowych przepisów podejmą szkoły i kuratoria. Jeśli zachowają się podobnie jak przewoźnicy i lekarze, może okazać się, iż przepis ten będzie funkcjonować tylko i wyłącznie na papierze.