Krople krwi na truskawkach czyli życie i praca na polu

Praca na polu przy zbiorze truskawek wydaje się doskonałym pomysłem dla uczniów i studentów, by dorobić do kieszonkowego lub stypendium przez wakacje. Jak jednak wskazuje nasza czytelnicza, pani Wiktoria M. (dane zmienione na prośbę redakcji), praca tam to często balansowanie od oparów absurdu po ciężkie zderzenie z niderlandzką rzeczywistością.

Pani Wiktoria M. przez dwa lata pracowała w rolnictwie przy zbiorze owoców w Lierop nie daleko Helmund. To niewielka gmina, której stosunkowo dużą część zajmują szklarnie i pola. Z tego też względu większość naszych rodaków udających się tam do pracy działa w rolnictwie. Podobnie było z naszą dzisiejszą bohaterką. Pani Wiktoria wskazała  w liście do redakcji: „pracowałam przy zbiorze truskawek, ale nie tylko, były też maliny, czy sadzenie plewienie itd.”.

 

Pieniądze to nie wszystko…

Jednym z powodów, który skłonił naszą rodaczkę do pracy w tym rejonie Niderlandów były kwestie finansowe: „w moim przypadku na umowie miałam 10.05 euro”.
Rzeczywistość szybko jednak zweryfikowała to, co znajdowało się na podpisanych przez Polkę dokumentach.
„Tak naprawdę nawet 400 euro nie miałam tygodniowo, a pracowaliśmy od 7 do 17. Przerwy były odliczane, ale to zrozumiale chyba jest, mieliśmy też odtrącane, jeżeli przejeżdżaliśmy z pola na pole nieważne czy to było 5 min drogi, czy 30 min”.
Częste przejazdy i relokacje personelu zbierającego powodowały, że czas pracy sztucznie się wydłużał, niewspółmiernie do zarobków. Pracodawca, którego nazwę ze względu na możliwe rozpoznanie naszej czytelniczki pominiemy, również nie był zbyt skory do wyjaśnień dotyczących różnicy między wysokością wypłaty a danymi znajdującymi się na umowie. Tak Pani Wiktoria wspomina rozmowę ze swoją koordynatorką:

„Kiedyś poprosiłam szefową, aby wyjaśniła mi o co chodzi z tym salarisem, za co mi potrącają i dlaczego mam niższą wypłatę niż co niektórzy to odpowiedziała, bym nie doszukiwała się czegoś, czego nie ma. Innym razem przysłali mi z agencji coś na temat urlopów i wakacyjnego też spytałam, o co w tym chodzi i czy ja mam zatwierdzić tak, jak oni napisali, to wyzwala mnie od idiotek i tyle się dowiedziałam”.

 

Praca i koedukacja

Dość szybko okazało się również, że kwestie noclegowe są, delikatnie mówiąc, dyskusyjne. Nikt przyjeżdżający do pracy w Holandii nie liczy na to, że na miejscu zastanie pięciogwiazdkowy hotel. Ludzie liczą jednak na godne warunki. Te zaś w przypadki Pani Wiolety były nie najlepsze.
Mieszkaliśmy w barakach po 6 osób w pokoju i nie było segregacji normalnie przypadkowy chłopak przypadkowa dziewczyna. Wieczne kolejki pod prysznic i kuchni a stoliki na kantynie kto pierwszy ten lepszy”.

Pracownicy czuli się więc niejako jak w "Domu Wielkiego Brata". 6 całkowicie różnych osób, całkowicie różne charaktery na zaledwie kilku metrach kwadratowych. Kobiet i mężczyźni razem, zero prywatności. Do tego, jak w wielu innych takich miejscach w Holandii ścisk, tłok i kary za wszystko, co tylko się da.

pole truskawek praca w Holandii

Żyj i płać

Różnice między zarobkami z umowy a kwotą otrzymaną na rękę nie dotyczą tylko kwestii brutto-netto. Z wynagrodzenia bardzo często potrącane są koszty ubezpieczenia, przejazdu, zakwaterowania, a także te związane z karami. Pracownicy mogą być pociągnięci do odpowiedzialności praktycznie za wszystko. Część grzywien dotyczy całkowicie racjonalnych kwestii. Zakłócanie ciszy nocnej, czy zniszczenie mienia, np. wybicie okna. Inne mają charakter wręcz abstrakcyjny i są nakładane tylko po to, by maksymalnie zmniejszyć wypłatę pracownikowi. Taką sytuacją miała miejsce zaledwie kilka dni temu, 13 czerwca tego roku w Lierop:

„Większości tam pracujących to młodzież, studenci i nie tylko, którzy potrzebują się odprężyć po ciężkim tygodniu pracy. Ostatnio dowiedziałam się, że zostali ukarani grzywną i że nie będą mieli zapłacone za prace, bo urządzili sobie grilla”.

Rozgoryczeni sytuacją pracownicy usłyszeli od koordynatorki tylko zdawkową odpowiedź: „wy jesteście tu od zarabiania pieniędzy i nie wolno wam nic więcej tutaj robić”.
Sprawa wygląda więc dość bulwersująco. Kierownik jawnie ingeruje bowiem w działania, jakie podejmują w czasie wolnym jego pracownicy. To jednak dość częsta sytuacja „na domkach”. Często bowiem tego typu kary wynikają po prostu z nieznajomości regulaminu. Przyjeżdżający do pracy podpisują dokumenty „jak leci” często nawet nie zastanawiając jakie paragrafy w nich się znajdują. Z drugiej jednak strony wiele z tych umów jest po niderlandzku lub niemiecku, więc pracownicy nie wiedzą, co w nich jest.

 

Opieka społeczna na poziomie, czyli… leży

Zbieranie owoców to wbrew pozorom trudna, ciężka praca, wykonywana nieważne czy słońce, czy deszcz. Pani Wioletta wiedziała jednak na co się pisze. Zaciskała zęby i pracowała. Podczas jednak jej pobytu w Holandii wydarzyły się dwa incydenty, po których mało brakowało, a wróciłaby do ojczyzny.

Pewnego dnia jeden z pracowników, Pan Darek zaczął uskarżać się na ból w klatce piersiowej. Swoją dolegliwość zgłosił koordynatorce. Ta jedyne co zrobiła, to zostawiła mężczyznę w kantynie, ignorując prośbę o zawiezienie do lekarza. Polak pozostał wiec w budynku do momentu, aż nie stracił przytomności. Gdy zasłabł, jeden z pracowników zrozumiał, iż sprawa jest poważna i zawiózł nieprzytomnego własnym samochodem do szpitala. Tak okazało się, iż Polak miał rozległy zawał. Pomimo starań lekarzy mężczyzny nie udało się uratować. Sprawa ta rozeszła się jednak niejako po kościach, bo wielu ludzi w obawie o własną przyszłość w Holandii nie chciało zgłaszać jej na policję.

 

Bezpieczeństwo to podstawa

Pracodawca powinien zapewnić swoim podwładnym bezpieczne warunki pracy. Dotyczy to odzieży roboczej czy przeszkolenia w używaniu sprzętów i narzędzi. Również budynki wynajmowane pracownikom powinny być bezpieczne. Za to, co się dzieje po pracy, w czasie wolnym, nie odpowiada już jednak pracodawca. Tak było właśnie w październiku 2019 roku.

„Na baraki wpadło parę bandziorów z kijami bejsbolowymi, pobili chłopaka. Po wszystkim przyjechała Pani Katarzyna (koordynatorka), prosiliśmy ja o wezwanie policji, bo każdy się bał (..)" Do zgłoszenia jednak nie doszło. „ Bo jak twierdzi Pani Katarzyna, zaczną dochodzić i zamkną placówkę”.

Opisany wyżej przypadek to skrajność, która była efektem kłótni między pracownikami. Jedna z pracownic nasłała na innego zatrudnionego przy zbiorze swojego chłopka. Ten zaś postanowił zabrać ze sobą przyjaciół i rozwiązać sprawę siłowo. O sprawie dowiedziała się dyrekcja. Pobity chłopak i jego dziewczyna zostali zwolnieni. Inspiratorka całej akcji pracowała dalej. Innym niezgodnym z prawem, a zarazem dość częstym standardem na domkach, gdzie ma miejsce ogromna rotacja pracowników, są kradzieże. Ludzie przyjeżdżają i odjeżdżają. Gdy zaś budynki tak jak u Pani Wioletty nie są zamykane, rzeczy czasem znikają.

 

Koordynator czyli pan i władca

Na koniec listu nasza czytelniczka wskazuje również na to, jak zakończyła się jej praca w Niderlandach.

„Napisałam, że pracowałam, ponieważ zostałam bez podania konkretnych powodów wyrzucona z pracy i na dodatek Pani Katarzyna, która jest tam szefową, oznajmiła, że w dniu, w którym mnie wyrzuca, nie będę miała zapłacone za wykonana prace, musiałam w tym samym dniu się spakować i wyprowadzić. (…) Ja nie piję alkoholu nie pale zioła i nie baluje, ale gdy się spytałam, dlaczego zostałam wyrzucona i dlaczego mi nie zapłaci za dzień mojej pracy, usłyszałam, że ona lubi skromne osoby, nie maluje się, ubieram się normalnie i nie wyzywająco, więc nie rozumiem tego”.

Tu znów wychodzą na jaw dwie bardzo ważne kwestie, na które muszą zmówić uwagę wszyscy wyjeżdżający do pracy. Pierwsza to tym i rodzaj umowy. Przykładowo umowę typu A można wypowiedzieć w każdym momencie bez podania przyczyny. Stosunek pracy jest wiec rozwiązywany w przeciągu raptem kilku minut. Druga kwestia to kwestia zamieszkania. Holenderski rząd pracuje nad ograniczeniem tego systemu, ale obecnie praca=dach nad głową to standard dla Polaków w Niderlandach. To zaś oznacza, iż w przypadku zwolnienia pozostaje albo wynajęcie pokoju w hotelu, albo powrót tego samego dnia do Polski. W przeciwnym razie na byłego już pracownika czeka nocleg na świeżym powietrzu gdzieś w parku.

truskawki zbior praca w Holandii

Jak widać więc praca w Niderlandach to nie tylko śmieszne anegdoty czy kawały o koordynatorach. Rzeczywistość bardzo często różni się od naszych wyobrażeń. Dlatego też wszyscy, a zwłaszcza ci jadący po raz pierwszy do pracy w Holandii, powinni wybierać tylko sprawdzone miejsca, a najlepiej jechać z kimś doświadczonym. Pomimo bowiem drugiej dekady XXI wieku w krainie tulipanów nadal można natrafić na współczesne obozy pracy, gdzie robotnika traktuje się niewiele lepie niż Afroamerykanina na plantacji bawełny w XVIII wieku.