Holendrzy rozbijają polski gang narkotykowy

Piwo jest zakazane, twarde narkotyki są ok

Holenderska policja pochwaliła się w ostatnich dniach serią nalotów, które doprowadziły do rozbicia „polskiego gangu”. Ta zorganizowana grupa przestępcza miała szmuglować narkotyki z Holandii do Francji, Anglii, Hiszpanii i Norwegii przez ponad dwa lata.

Jak podała w tym tygodniu holenderska prokuratura, stróżom prawa pod koniec czerwca udało się stoczyć wygraną bitwę z przemytnikami narkotyków. 23 czerwca funkcjonariusze służb mundurowych dokonali serii nalotów w rejonie Groene Hart. Przeszukania miały miejsce między innymi w Bodegraven, Woerden, Waddinxveen, Alphen i Bergambacht. W praktycznie każdej z tych lokalizacji policjanci odtrąbili 100% sukces. W wyniku działań operacyjnych policja zarekwirowała setki kilogramów miękkich narkotyków i kilkadziesiąt kilo twardych, syntetycznych środków odurzających. Oprócz tego policjanci zabezpieczyli broń palną i duże ilości gotówki. Do kompletu z tymi fantami dokonano zatrzymań dziesięciu osób. Aresztowani są Polakami, w wieku od 25 do 45 lat.

 

Polski gang

Prokuratura oskarżyła grupę, okrzykniętą już „polskim gangiem”, o pranie pieniędzy, nielegalne posiadanie broni palnej i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Oprócz tego zatrzymani usłyszeli również zarzut posiadania i handlu narkotykami na arenie międzynarodowej. Obecnie dziewięciu z dziesięciu zatrzymanych nadal przebywa w areszcie śledczym. W czwartek (09.07.2020) sędzia zdecydował o przedłużeniu obowiązywania tego środka zapobiegawczego o kolejne 90 dni. Wszystko dlatego, iż śledztwo w sprawie naszych rodaków nadal trwa i nie wiadomo kiedy rozpocznie się proces.

 

Dwa lata działalności

Jak wskazuje prokuratura, „polski gang” znalazł bardzo prosty sposób na przemyt narkotyków po terenie Starego Kontynentu. Przestępcy mieli umieszczać narkotyki w oponach zapasowych, samochodów ciężarowych. Śledczy  mówią, iż pomysłowi Polacy zawozili furgonetką specjalnie przygotowane opony z dodatkową zawartością, wprost do czekających na parkingach, przy autostradach tirów. Tam przekazywali im nowy zapas, odbierali stary i odjeżdżali. Pracownicy transportu międzynarodowego, zaangażowani w całą sprawę, jechali z takim kołem potem dalej przez granicę, gdzie ładunek był przejmowany. W momencie zaś wpadki zawsze łatwo mogli wybronić się tym, iż przyczepę dostarczył im właściciel firmy przewozowej, zleceniodawca i oni nic nie wiedzą o jej zawartości. W praktyce jednak czerwcowe aresztowania wskazują, iż tylko kwestią czasu są zatrzymania kierowców powiązanych z całym procederem.