Holendrzy idą do sądu walczyć z polskim sklepem

Sąsiedzi mogą być wybawieniem, pomagając w kłopotach lub przekleństwem, którego nie życzylibyśmy nawet najgorszemu wrogowi. Najnowsze wiadomości z Holandii wskazują, że polski sklep w Rosendaal trafił na tych drugich.

Sąsiadów się nie wybiera. Czasem można trafić na wyjątkowo drażliwych osobników. Z taką właśnie sytuacją od kilku lat muszą się mierzyć właściciele polskiego sklepu przy Gastelseweg w Roosendaal. Ostatnio właściciele trafili do sądu. Wszystko z powodu znaku „Open” na drzwiach sklepu. Napis, wielokolorowy, podświetlany znak ma irytować mieszkańców i sprawiać lekkie niedogodności zwłaszcza dwóm najbliższym sąsiadom. Na wokandę trafiła więc sprawa zbyt jasno święcącego napisu.

swojska chata najnowsze wiadomości z Holandii

Swojska Chata z widocznym neonem nad wejściem

Krok ostateczny

Jak wskazują lokalni mieszkańcy Gastelseweg, społeczność nie chciała początkowo iść do sądu. Ludzie zgłosili się do władz gminy z prośbą o podjęcie działań egzekucyjnych w tej sprawie. Niestety dla nich, samorządowcy Roosendaal stwierdzili, iż nie mają środków, aby zaradzić temu problemowi. Taki obrót sprawy zadecydował więc, by oddać sprawę w „ręce Temidy”.

 

Neon?

Holendrzy są dość specyficznym narodem. Niemniej, nawet im, nie chciałoby się sądzić z powodu napisu "otwarte". Najnowsze wiadomości z Holandii wskazują, że wielokolorowy neon jest niczym innym jak przedstawieniem wszelkich krzywd i niepowodzeń, jakie od kilku lat doznają Holendrzy w walce z polskim sklepem. Uosobieniem problemów, z jakimi muszą zmagać się mieszkańcy.

 

Klienci

Jakie to są problemy? Wszystko rozbija się o duże obroty polskiej placówki. Wydaje się to dziwne, niemniej nie chodzi tu jednak o konkurencję. W Swojskiej Chacie robi zakupy wielu naszych rodaków. Miejsce to stało się niejako centrum Polskiej społeczności w regionie. Ludzie przyjeżdżają tam zrobić zakupy, porozmawiać, pośmiać się, pożartować. To zaś strasznie drażni mieszkających nieopodal Holendrów. Klienci śmieją się i rozmawiają za głośno, śmiecą, piją w miejscu publicznym napoje alkoholowe, zajmują lokalne miejsca parkingowe, a nawet zdarza im się oddawać mocz na fasady okolicznych budynków. Wszystko to burzy wyidealizowany obraz okolicy jako cichej, spokojnej i przyjaznej mieszkańcom. Z tego też względu lokalna społeczność chciałaby się pozbyć biznesu jak najszybciej.

 

Mają dość

Podczas dotychczasowych posiedzeń sądu, na sali rozpraw nie było przedstawicieli polskiego lokalu. Mieszkańcy mówią o „pogardzie” względem ich i całej okolicy. Sędzia jednak już na samym początku zauważył, że kwestia neonu gdzieś zaginęła, a strona społeczna wylewa za każdym razem swoje smutki i żale. Ludzie wskazują na niedogodności sklepu, bierność gminy i złośliwość Polaków. Wszystko nabiera formy prawnego linczu, więc nieobecność drugiej strony jest coraz bardziej zrozumiała.

 

Mają prawo

Problemy właściciela lokalu zaczęły się wkrótce po otwarciu lokalu w 2014 roku. Pomysł okazał się bowiem strzałem w dziesiątkę i supermarket nie narzeka na brak klientów. Nie wszyscy klienci niestety wiedzą jednak, jak mają się zachować. Gospodarze sklepu już nie raz starali się wytłumaczyć ludziom, że oni prowadzą tylko działalność gospodarczą i nie mają nic wspólnego z zachowaniem klientów. Wszyscy to dorośli ludzie, za których sklepikarz nie może odpowiadać tym bardziej, że niedogodności mają miejsce poza terenem sklepu.

Niewiele może zrobić również miasto. Według planów zagospodarowania przestrzennego lokal znajduje się w miejscu handlu detalicznego, dlatego wszystko jest zgodnie z prawem. Opłacane są podatki, czynsze. Miasto nie może więc nic zarzucić właścicielom. Samorządowcy wprowadzili jedynie dodatkowe patrole w okolicy Swojskiej Chaty, ale służby mundurowe nie są w stanie monitorować tego miejsca 24 godziny na dobę, by wyłapać wszystkich źle zachowujących się klientów znajdujących się w okolicy.

 

Okopali się na swoich stanowiskach

O skali problemu świadczą najnowsze wiadomości z Holandii. Wskazują one, iż w zeszłą środę władze Roosendaal postanowiły zorganizować spotkanie z mieszkańcami dotyczące uciążliwości polskiego sklepu. Problem jednak w tym, iż nikt z lokalnej społeczności na nim się nie pojawił. To zaś wskazuje, że ludzie nie chcą już rozmawiać na ten temat, ponieważ albo nie widzą szansy na polubowne rozwiązanie sporu, albo są już tak zdeterminowani, że postanowili pozbyć się polskiego problemu innymi metodami.