Kłopoty i przeprowadzka polskiego supermarketu w Roosendaal

Sprzedawcy polskiego sklepu stróżami moralności

Czy dobrze prosperująca działalność Polaka może być przyczyną jego problemów? Okazuje się, że tak.


Swojska Chata, to bardzo popularny polski sklep w Roosendall. Na niezbyt dużej powierzchni oferuje on ogromną masę produktów znanych z polskich półek sklepowych. Od zwykłych zupek chińskich, czy mleka w proszku, po przyprawy, ciasta, napoje, sery, wędliny czy alkohole. Zaopatrzenie jest na tyle duże i dobre, że zakupy robią tam niemieszkający w okolicy Polacy, ale nawet ludzie z miejscowości oddalonych o kilkanaście kilometrów. Biznes się więc kręci ku uciesze właściciela i okolicznej Polonii.

Holenderscy mieszkańcy a polski sklep

Taki stan rzeczy jednak nie podoba się Holendrom. Ludzie Ci nie mają żadnych pretensji do właściciela lokalu. Płaci on podatki, dba o czystość w sklepie i jest częścią lokalnej społeczności. Tym, co najbardziej irytuje okolicznych mieszkańców, są klienci. Ludzie znajdujący się w Komitecie Mieszkańców Kalsdonk od wielu lat usiłują walczyć z uciążliwościami jakimi „obdarzają” ich Polscy, goście Swojskiej Chaty. By dysponować czymś więcej, niż tylko relacjami świadków, ludzie ci zaczęli robić zdjęcia. Na przestrzeni lat powstał z tego ogromny album zawierający ponad 1500 fotografii, na których widać Polaków pijących piwo w miejscu publicznym, wyrzucających śmieci, niedopałki na ulicę, awanturujących się wzajemnie do siebie przed sklepem, czy parkujących swoimi samochodami, gdzie tylko popadnie. Oprócz tego, co bardziej podchmieleni klienci potrafią oddać mocz na fasady okolicznych domów.

Polski sklep cieszy się dużym obrotem, co w pewnym stopniu nie podoba się Holendrom.

Właściciel wie o problemie

Właściciel polskiego sklepu doskonale wie o problemie i współczuje okolicznym mieszkańcom z powodu niedogodności, jakie powodują jego klienci. Zauważa jednak, że popyt na jego usługi rośnie, przez co lokal i jego otoczenie jest po prostu zbyt małe, by zapewnić choćby odpowiednią ilość miejsc parkingowych. Powstał więc pomysł, by przenieść sklep do dawnej hali meblowej znajdującej się raptem kilkadziesiąt metrów od obecnej lokalizacji supermarketu. Za lokalizacją tą przemawia choćby duży plac, który mógłby posłużyć za miejsce parkingowe, odciążając miejskie uliczki. Pomysł taki jednak nie do końca podoba się mieszkańcom. Ludzie boją się, iż większy sklep przyniesie jeszcze większy rozgardiasz niż jest obecnie.

Wszystko to spowodowało, że obecnie trwają mediacje. W najbliższym czasie strony planują spotkanie z władzami miasta, które ze względu na plany zagospodarowania przestrzennego mają znaczący głos w tej sprawie. Gmina chce zaś w całym tym sporze mieszkańców z właścicielem sklepu, odegrać rolę łączącą. Władze mają nadzieję, że uda im się doprowadzić do szczęśliwego porozumienia obu stron. W ostatnim czasie pojawiła się między innymi kolejna alternatywa w postaci budynku po sklepie Aldi na Philipslaan.