Holenderskie szkoły kupują testy na obecność COVID-19

Strażacy ratują dziecko uwięzione w… meblu

Ponad pięćdziesiąt holenderskich szkół podstawowych kupiło komercyjne testy na obecność koronawirusa. Placówki oświatowe nie chcą czekać aż GGD przeprowadzi badania ich kadry. Wolą zapłacić, niż ryzykować życie uczniów i belfrów. Przy okazji też oszczędzają pieniądze. 

Pojedynczy test to wydatek co najmniej 100 euro. Niemniej jednak zdaniem dyrektorów jest to kwota zdecydowania niższa niż zatrudnianie kogoś nowego w momencie, gdy kadra trafia na kwarantannę.

Długie kolejki

Jak wskazują organizacje zrzeszające szkoły podstawowe, jest to wyjątkowo prosta kalkulacja. Dzień wynajęcia kogoś na zastępstwo kosztuje około 300 euro. Koszt jednego testu to zaś jedna trzecia tej kwoty. Jeśli wynik testu jest negatywny, nauczyciel może natychmiast wracać do szkoły i kontynuować kształcenie dzieci. Nie trzeba czekać 24, czy w niektórych przypadkach 48 godzin na odbycie testu przez GGD, a potem kolejnej doby lub dwóch na uzyskanie wyników. Wszystko dlatego, iż w wielu rejonach Królestwa Niderlandów GGD po prostu zaczyna sobie nie radzić z natłokiem osób do badań. W najgorszym wypadku nauczyciela nie ma aż 4 dni, co oznacza 1200 euro wydane na zastępstwo w porównaniu do 100 na test.

Szkoły wsparte przez rodziców

Pomysłem owych 50 placówek oświatowych zachwyceni są też rodzice. Ich zdaniem, a także psychologów dziecięcych, takie rozwiązanie to przysłowiowy strzał w dziesiątkę. Niektórzy uważają, iż pomysł ten powinien funkcjonować we wszystkich podstawówkach,  zwłaszcza w nauczaniu początkowym. Dla 6, 7-letnich malców zmiana nauczyciela z dnia na dzień na kogoś całkowicie obcego jest często bowiem traumatyczna. Ich ukochana pani/pan „druga mama/tata” nagle znika i na jej/jego miejsce przychodzi ktoś całkowicie obcy. Zanim maluchy się przyzwyczają do nowej osoby, mijają dni. Często więc nauczanie na zastępstwie jest wyjątkowo mało efektywne.

Zdanie kuratorium szkoły nie mają na to pieniędzy

Z dużo mniejszym optymizmem do całej sprawy podchodzi rada szkolnictwa, kuratorzy i ministerstwo oświaty. Politycy rozumieją działania dyrektorów owych 50 placówek. Wskazuję jednak, iż pieniądze na edukacje nie są przeznaczone na zakup testów koronowych. Szkoły mają bowiem inne wydatki. Kuratoria wskazują, iż zawody kluczowe, takie właśnie jak nauczyciele czy policjanci powinni mieć pierwszeństwo w kolejkach do GGD. Niemniej jednak, oficjalnie nie zakazuje się takiego działania szkołą.