Gigantyczny pożar w Berkel en Rodenrijs

Ciała wydobywane spod gruzów w Hadze

W poniedziałkowe popołudnie wielu wiekowych mieszkańców patrząc ze swoich okien na unoszący się dym, przypomniały sobie lata II wojny światowej. W holenderskiej miejscowości Berkel en Rodenrijs doszło bowiem do pożaru tak wielkiego, że czarne kłęby były widziane aż w Rotterdamie i Hadze.

Zaczęło się od mebli

Poniedziałkowe popołudnie było bardzo pracowite dla strażaków z Berkel en Rodenrijs i Rotterdamu. W sklepie meblowym na Veilingweg wybuch pożar. Ogień bardzo szybko ogarnął całą halę wystawową. Płomienie karmiąc się tysiącami mebli, dywanów i tapczanów przybrały na sile. Płomienie wzbijały się na kilkanaście metrów a czarny, smolisty dym piął się szerokim słupem w górę błękitnego nieba.

Strażacy, którzy przybyli na miejsce, przystąpili go akcji gaśniczej z udziałem ciężkiego sprzętu. Jednak pierwsza runda należała do żywiołu. Pożar nie tylko nie zelżał, ale jeszcze rozszerzył się na sąsiedni sklep z artykułami oszczędnościowymi. Paliły się wiec już dwie duże hale pełne łatwopalnych, często toksycznych substancji, takich jak na przykład plastiki czy inne tworzywa sztuczne.

Ogromny słup dymu oraz dziesiątki strażaków walczyło wczoraj z jednym z największych pożarów w Holandii, w ostatnim czasie.

 

Gigantyczny słup dymu

Płonące drewno, materiały izolacyjne, plastiki, materace, papa i tysiące innych produktów sprawiły, że na błękitnym poniedziałkowym, prawie bezchmurnym niebie pojawił się gigantyczny słup dymu widoczny w promieniu kilku kilometrów. Spowodował on ogromne zaniepokojenie wśród mieszkańców Hagi i Rotterdamu. Nikt bowiem, przynajmniej na początku, nie wiedział, co się działo. Wielu starszych zaś mieszkańców porównywało widok na horyzoncie z działaniami w 1944 roku, gdy podczas walk, z dymem szły czasem całe miasteczka.

To, co jednak dla dalekich widzów było tylko ciekawostką, dla mieszkańców dzielnicy Rokkeveen w Zoetermeer, stało się poważnym problemem. Na skutek wiatru spora część tego czarnego dymu kierowała się właśnie na tę dzielnicę. Policja i straż pożarna prosiły mieszkańców, by ze względu na swoje bezpieczeństwo (dym mógł być toksyczny), zamknęli oni swoje okna i drzwi. Pozostali w domu i co ważnie nie włączali klimatyzacji, która pomimo filtrów może zasysać trujące cząsteczki do wnętrza mieszkań. Podobne ostrzeżenia otrzymali również za pośrednictwem NL-Alert mieszkańcy gmin Lansingerland i innych dzielnic Zoetermeer.

 

Nierówna walka

Przez wiele godzin strażacy toczyli nierówną walkę z ogniem. Na pomoc w opanowaniu żywiołu delegowane były wciąż nowe jednostki. Do akcji włączyły się również nawet służby gaśniczo-ratownicze z lotniska w Hadze. Wysłały one na pomoc potężny wóz bojowy zdolny stłamsić ogień powstający z płonącego paliwa lotniczego i gasić wraki największych samolotów.

Akcja trwała przez wiele godzin, ale w końcu człowiek wygrał z naturą.

Na chwilę obecną trwa obserwacja pogorzeliska, a prokuratura wraz ze strażakami prowadzi śledztwo mające na celu wyjaśnienie przyczyny całego zajścia.