COVID-19 w Holandii, instynkty biorą górę nad etyką.

Kto najczęściej umierał na COVID-19 w Holandii?

COVID-19 w Holandii wywołał strach i niepewność u wielu mieszkańcach Niderlandów. Część w tych trudnych czasach stara się pomagać innym, jak tylko potrafi, zgodnie z zasadą w jedności siła. Część jednak podchodzi do sprawy wręcz biologicznie, na zasadzie przetrwają najsilniejsi. Tacy właśnie ludzie okradli pod koniec tygodnia zakład opieki zdrowotnej w Putten z maseczek ochronnych i żeli dezynfekcyjnych.

Dobro deficytowe

Epidemia COVID-19 w Holandii spowodował niemałe zamieszanie na tamtejszym rynku. Towarem deficytowym stał się nagle zwykły papier toaletowy, a ludzie robią zapasy tak, jakby od jutra sklepy miały zostać zamknięte. Z półek znikają makarony, ryż, kasze, puszki czy żywność wysoko przetworzona z długim okresem przydatności do spożycia. Towarem na wagę złota stały się jednak maseczki na usta oraz mydła i żele antybakteryjne. Popyt na nie jest tak duży, że są one praktycznie niedostępne w sklepach. Jeśli już się pojawią, ich cena kilkukrotnie przekracza tę jeszcze sprzed miesiąca. Sytuacja była na tyle poważna, iż niderlandzkie sklepy internetowe zdecydowały się wycofać część tego typu przedmiotów ze swojej oferty, ponieważ ceny tych towarów osiągały wręcz niebotyczne wartości, pozwalając na nieetyczne bogacenie się na strachu i chorobie innych.

Włamanie

Najnowsze wiadomości z Holandii mówią o incydencie, przez który sami funkcjonariusze stwierdzili, iż stracili wiarę w ludzi. Wielu Holenderów chce dostać maseczki i płyny dezynfekujące, by zabezpieczyć siebie i bliskich. Czym innym są jednak zakupy, a czym innym jest kradzież. Tej dopuścili się nieznani sprawcy w biurze agencji opieki domowej Icare Thuiszorg Putten. Jest to placówka służby zdrowia porównywalna do polskich pielęgniarek środowiskowych. Jej pielęgniarze i lekarze odwiedzają pacjentów w ich miejscu zamieszkania. Usługi te skierowane są najczęściej do grupy ludzi obłożnie chorych, starych, schorowanych, którzy nie mają siły samemu udać się do ośrodka i którzy z racji na swoją kondycję i wiek są najbardziej podatni na zagrożenie COVID-19 w Holandii.

Złodzieje ukradli z biura i tak mizerne zapasy, jakie posiadała placówka. Zabrano 150 maseczek i 35 butelek mydła dezynfekującego.

 

Chaos w biurze

Włamanie miało miejsce w nocy ze środy na czwartek. 19 marca, około 7 rano jeden z pracowników mających udać się do pacjenta, przybył do biura po maseczki. Tam zobaczył istne pobojowisko. Porozrzucane papiery, szuflady opróżnione całkowicie z zawartości. Nie było więc wątpliwości, iż doszło do kradzieży. Wezwano policję. Po krótkim dochodzeniu okazało się, iż łupem padły wspomniane wyżej przedmioty. Wszystkie inne elementy wyposażenia biura pozostały na miejscu. Nie było więc wątpliwości, iż rabuś przyszedł tylko po środki ochronne.

 

Małe wielkie straty

W zaistniałej sytuacji ciężko ocenić straty. Kradzież mydła i maseczek to w teorii niewielka szkodliwość społeczna czynu. Ich wartość nie przekroczyłaby najprawdopodobniej nawet 100 euro (gdyby nie było epidemii). W dobie  COVID-19 w Holandii, sytuacja wygląda jednak zgoła inaczej. Nie chodzi tu nawet o same szkody materialne, ale o to, iż bez tych środków medycy nie są w stanie nieść pomoc cierpiącym i chorym.

 

Odzyskać wiarę w ludzi

Rozgoryczeni tą sytuacją przedstawiciele ośrodka zamieścili wiadomość o kradzieży w mediach społecznościowych, przepraszając chorych, iż nie dotrą do nich i prosząc o pomoc w pozyskaniu zaopatrzenia. Wiadomość ta rozeszła się w internecie lotem błyskawicy. Internauci nie chcieli uwierzyć, jak można okraść ludzi niosących pomoc w tych trudnych czasach. Nie trzeba było więc długo czekać, by znaleźli się darczyńcy, którzy postanowili wesprzeć ośrodek. Osoby prywatne, jak i firmy zaczęły przywozić do biura żele, maseczki i rękawiczki. Szybko okazało się, że darowizny znacznie przewyższyły zapotrzebowanie placówki. Pracownicy zakładu w Putten kontaktują się obecnie z innymi tego typu ośrodkami, by przekazać nadmiar otrzymanego sprzętu innym potrzebującym.