Bolesny powrót do Polski

Para liczyła, że ułoży sobie lepsze życie w Holandii, ogień jednak sprawił, że wraz z nowo narodzonym dzieckiem muszą wracać do Polski.

Na początku maja w nocy z soboty na niedzielę (11-12 maja), doszło do pożaru budynku przy Molenstraat. Prawie doszczętnie spłonął sklep shoarma i znajdujące się nad nim mieszkania. Tylko szybka reakcja strażaków, ochroniarzy, a nawet zwykłych przechodniów sprawiła, że pomimo ogromnych języków ognia nikt nie zginął. Poranek następnego dnia pokazał jednak, że cudem ocaleni mieszkańcy nie mają do czego wracać. Wśród pogorzelców znalazła się para z Polski. Pani Ewa, Pan Dariusz i ich nowo narodzone dziecko.

 

O skali tragedii rodzina dowiedziała się dopiero po kilku dniach. Wszystko dlatego, że pomimo sprawnie przeprowadzonej akcji ratunkowej, Pani Ewa wraz ze swoją nowo narodzoną córką przebywały dość długo w kłębach toksycznego dymu. Ponadto kobieta  uszkodziła sobie nogę. Niezbędne były więc badania i obserwacje. Te wykazały na szczęście, że malcowi nic się nie stało. Gdy rodzina stanęła przed swoim domem, zobaczyła przerażający, przygnębiający widok. Nie było do czego wracać. To, czego nie zniszczył, ogień zniszczyła woda i piana gaśnicza. Okazało się więc, że Polacy pozostali z niczym.

 

Z obawy o dziecko

Pogorzelcami zainteresowała się gmina. Bardzo szybko rodzinie przydzielono dom tymczasowy w parku wakacyjnym s-Gravenzande, na terenie gminy Westland. Niestety okres wynajmu skończył się ostatniej niedzieli maja, a rodzinie nie udało znaleźć się nowego miejsca zamieszkania.

Taki stan rzeczy bardzo niepokoił rodziców, którzy postanowili przynajmniej na jakiś czas wrócić do Polski. Wszystko w obawie o swoje dziecko. Holenderskie władze czasem potrafią się, aż za bardzo "troszczyć" o swoich najmniejszych obywateli. Prowadzi to nieraz do dramatycznych i niezrozumiałych sytuacji, w których zamiast pomóc rodzinie, ta pozostawiana jest sama sobie, ale odbierane są jej dzieci i umieszczane w domach dziecka lub domach/rodzinach zastępczych. Takiej sytuacji obawiali się również pogorzelcy, którzy mogliby stracić swój najcenniejszy skarb.

 

Sprzeczności

Za opcją nakazującą samorządowi zabranie dziecka, przemawiała również systemowa dziura, w której znalazła się dwójka Polaków. Rodzinie nie przysługuje mieszkanie socjalne, podobnie zresztą jak mieszkanie z tak zwanej pomocy doraźnej. Władze miasta rozumieją wiec ich decyzję dotyczącą powrotu do Polski, zaznaczając, jednak iż jest to ich wybór i tylko jedna z wielu możliwości. Wszystko dlatego, że wedle wiedzy samorządu właściciel budynku zaproponował Polakom mieszkanie zastępcze. Te informacje dementuje przyjaciółka rodziny. Według niej niczego nie zaproponowano rodzinie pogorzelców.

Plan na przyszłość

Nie znane są jeszcze dokładne plany pary na przyszłość. Pan Dariusz ma zamiar najprawdopodobniej wrócić do pracy, do Holandii i znaleźć nowy dom dla swoich najbliższych. To niestety może jednak potrwać. Z uwagi na dość duży kryzys mieszkaniowy w Holandii, ceny nieruchomości w ostatnim czasie są wręcz zaporowe.

Pozostali pogorzelcy również radzą sobie, jak mogą. Części z nich udało już się znaleźć nowe cztery kąty, inni mieszkają u znajomych i rodziny. Na rzecz ofiar zorganizowano małą zbiórkę. Blisko 30 osób wpłaciło w sumie 700 euro. 400 euro z tej kwoty ma trafić na konto Pani Ewy i Pana Dariusza, 300 zaś dla Pani Katarzyny, Polki, która również mieszkała w spalonym budynku, ale której udało znaleźć się nowy pokój.

 

Wiele wskazuje również niestety na to, że sprawa pożaru dla pogorzelców jeszcze się nie skończyła. Gmina Westland, w zeszłym tygodniu, rozpoczęła śledztwo mające zbadać czy mieszkańcy spalonego budynku byli tam zakwaterowani legalnie. Chociaż raczej nic nie grozi pogorzelcom, a jedynie właścicielowi nieruchomości, to i tak mogą oni zostać wezwani do złożenia zeznań w sprawie ewentualnych nieścisłości lub nieposzanowania zasad przeciwpożarowych przez wynajmującego.