59-latek wyciąga kobietę z płonącego auta

Polski samochód staje w płomieniach

W poniedziałek po południu doszło do bardzo groźnego wypadku na A12 nieopodal Bunnik. Kobieta prowadząca mini uderzyła swoim pojazdem w tył przyczepy auta dostawczego. Na skutek wypadku jej auto stanęło w płomieniach. Siedząca za kierownicą Holenderka zapewne zginęłaby w męczarniach, gdyby nie 59-letni kierowca, który rzucił się na pomoc. Mężczyźnie udało się wydostać kobietę w ostatnim monecie. Chwilę później z białego mini został tylko czarny wrak osmolonego metalu i stopionych plastików.

rozliczenie podatku z Holandii

59-latek prowadził swoje auto dostawcze A12'ką, gdy nagle poczuł, jakby coś jechało za nim, a właściwie wjeżdżało w niego. Czemu? Tego kierowca nie wie. Nie poczuł on ani mocnego szarpnięcia, nie słyszał trąbienia, nie wykonywał też żadnych manewrów. Jak wspominał holenderskim dziennikarzom, nagle coś skłoniło go, by spojrzał w lusterko. To w nim zobaczył palący się pojazd. Mężczyzna natychmiast zatrzymał swój samochód z przyczepą i wyskoczył z szoferki, by nieść pomoc.

Telefon ważniejszy od życia

Gdy dobiegł do mini, pojazd już dość mocno płonął. Ogień z silnika przenosił się do kabiny pasażerskiej. 59-latek starał się odpiąć i wyciągnąć kobietę drzwiami od strony pasażera, wszystko dlatego, iż do zderzenia doszło na prawym pasie, więc opcja ta minimalizowała ryzyko potrącenia przez innych uczestników ruchu. Działania te jednak początkowo nie przynoszą pożądanych rezultatów. Holendrowi udaje się wypiąć ofiarę wypadu z pasów, ale nie udaje mu się jej wyciągnąć z płonącego pojazdu. Poszkodowana szuka telefonu. Kobieta najprawdopodobniej była w szoku. Nie zwracała uwagi na to, że ogień jest praktycznie już dookoła niej. Na szczęście w tym momencie z pomocą przychodzą inni kierowcy i kobietę w końcu udaje się wyciągnąć.

Stan nieznany

Gdy po kilku chwilach na miejsce przybyło pogotowie, policja i straż pożarna, z mini kobiety pozostały już tylko dymiące szczątki. Ofiara została zaś zabrana do szpitala z nieznanymi obrażeniami. 59-latek wspomina, iż kobietę udało się wyciągnąć, zanim dotarły do niej języki ognia. W jakim jednak była stanie, jak poważne były jej obrażenia trudno powiedzieć. Wiadomo jedynie, iż gdy zabierało ją pogotowie, chciała zadzwonić do swojego chłopaka, była więc przytomna. Szpital, do którego zawieziono ofiarę wypadku, nie zdradza informacji o jej stanie zdrowia.

Bohater?

Przez wielu 59-latek uznawany jest za bohatera. On sam zaś, jak powiedział AD, nie czuje się kimś takim. Wszystko, co zrobił robił, całkowicie bezmyślnie, nie zastanawiał się nad tym, nie kalkulował. To był po prostu odruch. Odruch, który zainspirował innych, dzięki któremu udało się uratować ludzkie życie.