Złe wiadomości dla palaczy dobiegają z Holandii

Holenderscy palacze nie mają łatwego życia. Ceny tytoniu w tym kraju są wysokie, a wiele wskazuje na to, że mogą być jeszcze wyższe.

Z zielonej Holandii zdrowi obywatele

Holenderskie władze na poważnie przystąpiły do dbania o swoich obywateli. Od pewnego czasu państwo refunduje leczenie z uzależnienia alkoholowego lub narkotykowego. Rozpatrywane są również kwestie związane z refundacją kosztów rzucenia palenia.

Holenderski rząd stworzył nawet plan tak zwanego „porozumienia zapobiegawczego”. Jest to suma prewencyjnych ustaleń, mająca na celu walkę z patologiami społecznymi takimi jak alkoholizm uzależnienie od tytoniu, czy nawet nadwaga. Władze zakładają w nim, że do 2040 roku do papierosa sięgnie mniej niż 5% mieszkańców Niderlandów, to samo dotyczy się również ludzi pijących zbyt dużo. Zmniejszyć się ma również ilość osób z nadwagą z prawie 49% obecnie do 38% w 2040.

 

Realizacja tego planu to jeden z priorytetów tego rządu, według sekretarza stanu ds. zdrowia Paul Blokhuis. Polityk uważa za niedopuszczalne, by co roku w Niderlandach, z powodu „małego dymka”, alkoholu czy otyłości umierało ponad 35 000 ludzi. Dlatego w przyszłym miesiącu będzie zabiegać o poparcie dla swojego planu "porozumienia zapobiegawczego". Wiele wskazuje na to, że jego pomysły zostaną wprowadzone w życie.

 

Paczka „fajek” za 20 euro, a półlitrowa puszka piwa po 3 euro.

 

Kontrowersyjne działania

Sekretarz stanu oprócz kampanii uświadamiających szkodliwość poszczególnych produktów uważa, że będzie trzeba iść dalej. Zakazy palenia, picia w poszczególnych miejscach. Przykłady płynące z góry. Wsparcie i dodatkowe benefity dla niepalących, abstynentów czy chudych, to tylko niektóre z jego pomysłów.

Do najbardziej kontrowersyjnych idei należą te dotyczące ceny alkoholu i tytoniu. Mężczyzna uważa, że cena piwa powinna zostać podniesiona o 100%, a paczka papierosów winna mieć cenę 20 euro. Ponadto polityk chce wywrzeć społeczną presję na sklepy i miejsca, gdzie można nabyć te produkty. Wiedząc, że nie można zakazać ich sprzedaży, ma zamiar uświadomić sprzedawcom, od małych sklepikarzy, po wielkie koncerty to, iż sprzedając używki, tak naprawdę sprzedają śmierć. Pomysł ten tyczy się zresztą nie tylko alkoholu i tytoniu. Podobną presję sekretarz chce wywrzeć na bary szybkiej obsługi i inne miejsca, gdzie można nabyć „śmieciowe żarcie”.

 

Czarny rynek

Tak daleko posunięte plany polityka zderzają się jednak z coraz większą dezaprobatą nawet w jego rodzimej partii. Wielu uważa, że trzeba robić to z głową. Bardzo wysokie ceny za alkohol i papierosy to „wylanie dziecka z kąpielą”. Potwierdzają to analitycy, wskazując, że palacze, zamiast rzucić nałóg, przeniosą się do szarej strefy. Będą kupować papierosy „na lewo” od Polaków, Bułgarów czy innych przyjezdnych z Europy Wschodniej. Ponadto w Holandii powstaną zapewne nielegalne fabryki dysponujące tytoniem niewiadomego pochodzenia i jakości. Ludzie z terenów przygranicznych będą zaś kupować „fajki” we Francji lub Niemczech, gdzie nadal będą one tańsze. To wszystko spowoduje zaś, że władza, zamiast ograniczyć palenie starci kontrole nad nałogiem, nie wiedząc ile paczek faktycznie jest sprzedanych w ciągu roku. W "podziemiu”, klienci patrzący głównie na cenę, będą mogli się spotkać zaś z jeszcze bardziej trującymi papierosami czy alkoholem.

Tłem dla całej sprawy staje się jeszcze budżet państwa. Przejście ludzi do tytoniowej i alkoholowej szarej strefy sprawi, że Niderlandy stracą miliony euro rocznie na podatku z akcyzy na tego typu wyroby. A na to politycy raczej się nie zgodzą. Oznacza to, na szczęście dla palaczy i piwoszy, że aż tak wysokie podwyżki zostaną jeszcze długo w sferze marzeń sekretarza ds. zdrowia.